Oczy szeroko otwarte
Przemyślenia

Oczy szeroko otwarte

Paulina Wilk
Czyta się 3 minuty

Biografia Sendlerowa. W ukryciu została opowiedziana mocno i czule zarazem. Autorka jest świadoma odpowiedzialności, która na niej spoczywa, a jej narrację cechuje uwaga, dyscyplina. Powstała książka przesycona reporterskim pragnieniem i dociekaniem, ale również szacunkiem wobec człowieka, umiejętnością powstrzymania się przed naruszeniem, czy choćby samym jego prawdopodobieństwem.

Czytając opowieść o Sendlerowej i jej współpracownikach, o getcie, o wydawanych na śmierć dzieciach, o okrucieństwie i pogardzie, pozostajemy w pewnym uścisku doświadczonej autorki, która wie, jak przeprowadzić przez piekło z otwartymi oczami, bez paniki, z umysłem wciąż trzeźwym, zdolnym do przyjmowania kolejnych trudnych prawd. Bikont nie odpuszcza, pilnuje wszystkich nitek opowieści. Nie stosuje też – ani wobec postaci historycznych, ani wobec czytających dziś – żadnej taryfy ulgowej. Nie rezygnuje jednak z wyrozumiałości, umiaru.

To spokój autorki i zachowana we wszystkich etapach biografii równowaga pozwalają przeżywać tę lekturę bez nadmiaru. Bikont nie pozostawia miejsca ani dla szoku, ani dla szlochu, w jakimś sensie każe nam patrzeć i dostrzegać, jak było, jacy byliśmy wobec siebie my – Polacy i Żydzi – co rzeczywiście miało miejsce, a co nałożyło się na fakty niczym mgiełka zmyśleń, polerowanych wspomnień. To ważne, że nie jest to księga rozliczeń, a dotarcie do motywacji czy intencji bohaterów służy wiedzy, nie ocenom.

Anna Bikont daje nam Sendlerową niepełną tylko o tyle, że naszkicowaną z niewielu, pracowicie odnalezionych przyczułków pewności w jej biografii, oraz znacznie liczniejszych elementów niejasnych, na przykład sprzecznych relacji, zmieniających się na przestrzeni lat lub istniejących w różnych wersjach.

Pamięć jest drugą bohaterką książki, równoważną wobec Sendlerowej. Okazuje się niedoskonałym, wyszczerbionym kluczem do zdarzeń minionych, a także wiedzy o nas teraz. Wojna skończyła się w 1945 roku, relacje polsko-żydowskie trwają, zdławione, wciąż nieuwolnione do przestrzeni szczerości i rozumienia.

Pamięć stanowi tu także wytrych otwierający drzwi do prawd wcześniej nienazwanych, niedostatecznie opisanych. Głęboko poruszające są cierpienia zachowane w umysłach dzieci, takich jak Michał Głowiński, idących przez życie w niesłabnącym lęku i cieniu. Ich pamięć jest – po długim milczeniu, przemilczaniu, ukrywaniu – wehikułem najlepiej przenoszącym dziś do faktów, także tych psychoemocjonalnych, z czasu Zagłady. Bikont zwraca uwagę, że skrywanie czy opowiadanie różnych odmian tej samej historii było wśród Żydów (i nie tylko) zachowanym z okupacji odruchem, początkowo warunkiem przetrwania, później zaś – niemożliwym do „wyłączenia“ mechanizmem izolacji, próbą odcięcia. Niestety, utwierdzało to opowiadających w samotności, niesłabnącym strachu.

Pamięć i niepamięć bohaterów są także dla autorki wyzwaniem. Bikont cierpliwie tropi niespójne opowieści, jakie tworzyła o sobie Sendlerowa w różnych okresach życia, wobec różnych odbiorców i okoliczności. Autorka odnajduje relacje świadków, zestawia je, waży autentyczność. Nieraz potrzebuje interweniować – poddaje zeznania w wątpliwość, dodaje margines niejasności czy wręcz bezsilności wobec niewiadomych, straconych szans na wyjaśnienie.
Tak prowadzona biografia Ireny Sendler to przeciwieństwo statycznego, ustalonego portretu. Idąc przez kolejne rozdziały jest się z autorką na wyprawie poszukiwawczej, zakończonej literackim sukcesem i pobudzającej dalszą ciekawość. Potrzebujemy więcej, więcej tak świetnie, uczciwie „odzyskiwanej“ historii.

Czytaj również:

Doznania

Przy ulicy Niebyłej

Paulina Wilk

Mieszkam przy jednej z najdłuższych warszawskich ulic. Kiedyś słynęła z warsztatów, sklepików i pracowni rzemieślniczych. Teraz nie słynie z niczego, a na długości pół kilometra powstały trzy apteki. Ludzie spieszą się tędy, łykając pigułki na ból fantomowy. Ten po obumarłej arterii zastąpionej teraz sztywną i nudną protezą.

Są ulice i są przykre korytarze codzienności. Jest życie miejskie albo zmaganie z jego geografią. Jest miłość i zaufanie do przestrzeni lub poczucie obcości, architektonicznej niechęci. W naszych miastach może być tak albo inaczej, wiele zależy od nas samych, ale najwięcej od właścicieli budynków i władz miasta, które pora wybudzać z obojętności. Miasto jest od tego, żeby wtrącać się na rzecz naszych uczuć.

Czytaj dalej