Olga i trzech muszkieterów Olga i trzech muszkieterów
i
Zespół Lumpeks, fot. Katarzyna Korona
Opowieści

Olga i trzech muszkieterów

Jan Błaszczak
Czyta się 10 minut

Co się wydarzy, kiedy za rodzimą muzykę tradycyjną zabierze się Polka i trzech Francuzów? Jeśli wierzyć Oldze Kozieł i Sebastienowi Beliahowi, najpierw będzie dużo gadania, a potem i tak może się wydarzyć niemal wszystko. Założyciele zespołu Lumpeks, którego debiutancki album właśnie się ukazał, opowiadają o podobieństwach muzyki tradycyjnej i jazzu, spotkaniach z wiejskimi muzykantami i ruchomej naturze przyśpiewki.

Jan Błaszczak: Jak to się dzieje, że francuski kontrabasista zakochuje się w polskiej muzyce tradycyjnej?

Sébastien Beliah: Ogólnie rzecz biorąc, jestem jazzmanem. To jest to, co gram zazwyczaj. Poprzez tę muzykę poznałem się z chłopakami, to jest z Pierre’em i Louisem, którzy dziś towarzyszą nam w Lumpeksie. Studiowaliśmy razem w paryskim konserwatorium i od tamtego czasu grywamy razem w różnych zespołach, takich jak np. Umlaut Big Band specjalizujący się w swingu. Naszym wspólnym terenem jest jazz. Zwłaszcza free jazz i muzyka współczesna. Z Olgą natomiast poznaliśmy się…

Olga Kozieł: …dawno temu. To był rok 2011, kiedy przyjechałam do Paryża na festiwal Umlaut, na którym śpiewały moje dwie koleżanki: Maniucha Bikont i Zofia Bernad. Ja właśnie skończyłam studia w Belgii, miałam wolną głowę i żadnych konkretnych planów na przyszłość, więc postanowiłam się z nimi zabrać. Ten festiwal

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Kiedy rozmawiamy, cały czas lutuję Kiedy rozmawiamy, cały czas lutuję
Przemyślenia

Kiedy rozmawiamy, cały czas lutuję

Jan Błaszczak

Produkuje nie tylko acid house, trance i techno, ale także instrumenty, na których gra. Kiedy nie składa modularów, bada filtry rezonansowe w kultowych syntezatorach. Ewa Justka przyznaje, że musi zajmować się wieloma tematami jednocześnie, by nie popaść w stan pustki i nihilizmu. W kwietniu nakładem Editions Mego – jednej z najważniejszych wytwórni zajmujących się eksperymentalną elektroniką – ukazała się jej płyta Upside Down Smile

Jan Błaszczak: Na okładce Twojej najnowszej płyty umieściłaś smutną buzię. Szkicowość tej okładki, jej bliskość do emotikony, ale też charakter muzyki zawartej na Upside Down Smile sprawiły, że skojarzyłem ją ze „Smiley Face” – jednym z symboli acid house’u. Czy takie kulturowe nawiązanie było twoim zamierzeniem, czy chodziło raczej o kwestie zupełnie osobiste?

Czytaj dalej