Szedłem i byłem pewien, że już ktoś tak szedł. Przystawałem, ale ktoś już tak przystawał. Patrzyłem, ale w tym też nie byłem pierwszy.
Juszkowy Gród
Bodźce docierające z Juszkowego Grodu wywoływały mnie z widoku. Jak światło obraz z kliszy. Jak obraz znikąd, tak mi wracała świadomość z zamyślenia. Było to bardzo dziwne, wciąż nie mogłem się do tego przyzwyczaić. Zwyczajnie zgodzić na to powstawanie obrazu. Na dźwięki grane przez bębenek i trąbkę. Na pianie koguta, brzmienie mowy. Mówili po prawosławnemu. Przez to znowu czułem się na tym Podlasiu jak jakiś lewosławny. Dobre to było, takie istnienie dzięki otoczeniu. Z samych wrażeń. Ale chyba ja też, patrzący też powoływał ten świat. Bo wystarczyło zamknąć oczy i Juszkowego Grodu nie było.
Cztery krowie placki tworzyły konstelację ciemnych gwiazd, którą przyjąłem sobie za drogowskaz. Jak Kasjopeję i Niedźwiedzicę, pomiędzy którymi można iść na północ. Świadczyły też o tym,