Owędy Owędy
i
A road in Dyrehaven, Theodor Philipsen (domena publiczna)
Opowieści

Owędy

Michał Książek
Czyta się 8 minut

Szedłem i byłem pewien, że już ktoś tak szedł. Przystawałem, ale ktoś już tak przystawał. Patrzyłem, ale w tym też nie byłem pierwszy.

Juszkowy Gród

Bodźce docierające z Juszkowego Grodu wywoływały mnie z widoku. Jak światło obraz z kliszy. Jak obraz znikąd, tak mi wracała świadomość z zamyślenia. Było to bardzo dziwne, wciąż nie mogłem się do tego przyzwyczaić. Zwyczajnie zgodzić na to powstawanie obrazu. Na dźwięki grane przez bębenek i trąbkę. Na pianie koguta, brzmienie mowy. Mówili po prawosławnemu. Przez to znowu czułem się na tym Podlasiu jak jakiś lewosławny. Dobre to było, takie istnienie dzięki otoczeniu. Z samych wrażeń. Ale chyba ja też, patrzący też  powoływał ten świat. Bo wystarczyło zamknąć oczy i Juszkowego Grodu nie było.

Cztery krowie placki tworzyły konstelację ciemnych gwiazd, którą przyjąłem sobie za drogowskaz. Jak Kasjopeję i Niedźwiedzicę, pomiędzy którymi można iść na północ. Świadczyły też o tym,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Twarz klonu Twarz klonu
i
„Gospodarstwo w Górnej Austrii”, Gustav Klimt, 1911-1912 r./Wikimedia Commons (domena publiczna)
Marzenia o lepszym świecie

Twarz klonu

Michał Książek

Klon trwał pośrodku świata. Był bardziej ludzki niż niejeden człowiek. Razem z innymi drzewami dawał schronienie. Oto krajobraz z moich dziecięcych lat.

Ze wszystkich drzew, które wtedy znałem, klon wydawał się najbardziej ludzki. Miał palce, dłonie i nos. Właściwie wiele nosów, tworzących wyimaginowany nochal – ideę, która należała do jakiejś transcendentalnej twarzy drzewa. Nasze biologie nigdy nie były sobie bliższe niż wówczas, kiedy wracając ze szkoły, zatrzymywałem się pod nim i zbierałem zielone noski. Przyklejałem je sobie na czubku własnego nosa, doznając dziwnej satysfakcji, rodzaju osobistej jedni z klonem.

Czytaj dalej