Perły z odzysku – 2/2019 Perły z odzysku – 2/2019
Przemyślenia

Perły z odzysku – 2/2019

Sebastian Frąckiewicz
Czyta się 4 minuty

Chociaż PRL-owskie wydawnictwa dla dzieci mierzyły się z niedoborami w zakresie poligrafii, czasem i tak starały się eksperymentować z formą. Przyjrzyjmy się dwóm ciekawym przypadkom.

Dziś tego typu publikacje raczej trącą już myszką. Nadmiernie rozbudowana poetycka fraza, jakieś przerzutnie, historyczne dygresje, a nawet odwołania do muz. A które dziecko dziś wie, co to są muzy? Na dodatek to zwykle książki podszyte określoną wizją patriotyzmu i mniej lub bardziej nawiązujące do idei socjalistycznych. W tamtych czasach nie przejmowano się też sprzedażowym potencjałem publikacji, bo schodziło wszystko.

Ruchome ilustracje

Kiedy w 1967 r. w Bratysławie wystartowało słynne Biennale Ilustracji (w skrócie BiB) – najważniejsza impreza dla ilustratorów w Europie Środkowej – Polacy regularnie przywozili z niej nagrody i wyróżnienia. Szczęśliwie dla naszych artystów jury oceniało oryginalne prace, a nie wydrukowane książki. Gdyby patrzono na książkę jak na przedmiot, liczba nagród z pewnością by zmalała. Źle dobrane kolory, rozedrgana ostrość, przekłamania barw w stosunku do oryginału to grzechy główne polskich drukarni w czasach PRL-u. Narzekania na drukarzy i jakość maszyn płynęły właściwie z każdej strony: utyskiwali czytelnicy, krytycy, dziennikarze, a także sami artyści, którym zwyczajnie psuto robotę.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Jakość druku nie przeszkadzała jednak w tym, by od czasu do czasu zrobić jakiś eksperyment formalno-narracyjny. Dobrym przykładem jest książka Ireny Landau i Marii Mackiewicz pt. Pomagamy. To właściwie różnego rodzaju scenki rodzajowe: dzieci jadą wozem, podróżują tramwajem, wracają z zakupów, bawią się w przedszkolu. Na każdej rozkładówce mamy miejsce na nacięcie, w które wkładamy odpowiedni obrazek z kompletu dodatkowych ilustracji dołączonych do książki. Wkładając, a raczej nakładając tę dodatkową ilustrację, zmieniamy historię. Widzimy na przykład dziewczynkę, która sama niesie zakupy ze sklepu, a jej kolega Jacek stoi na drugim planie. Gdy dorzucimy do ilustracji dodatkowy element, historia się zmienia – Jacek pomaga Kasi i niosą zakupy razem. W innej scenie chłopiec ustępuje miejsca starszej pani, w jeszcze innej dziecko rozkłada parasol nad kotem, żeby czarny Mruczek nie przemókł. Pomysł prosty, ciekawy, ale wykorzystany, niestety, w dość banalnie dydaktycznych przykładach, a i literacko książka kuleje. Ratują ją tylko ilustracje Marii Mackiewicz: intensywne, ciepłe, z delikatnymi przejściami tonalnymi.

Pomagamy
autorka: Irena Landau
ilustracje: Maria Mackiewicz
wydawnictwo: Nasza Księgarnia, Warszawa 1965

Gra i książka w jednym

Podobny problem – czyli przerost konceptu nad warstwą literacką – znajdziemy w książce Płynie Wisła, płynie, która w zamyśle miała być połączeniem publikacji krajoznawczej dla dzieci z grą planszową. Mamy tu ciekawy miks – i wiersz, i odcinki Wisły podzielone na pola do gry, i swego rodzaju geograficzne „przystanki” z reportersko-historycznym tekstem opowiadającym o poszczególnych miejscowościach. A ponieważ czas publikacji to dekada gierkowska, zabytki i skarby architektury dawnej stoją tu na równi z osiągnięciami przemysłu. Gdy dzieci cumują w Krakowie, podziwiają zarówno Barbakan, jak i piece Huty im. Lenina, w Toruniu zaś na lewej stronie rozkładówki mamy trzy gotyckie zabytki, a całą prawą stronę zajmuje widok maszyn w zakładzie produkującym elanę. Zabawa zabawą, ale – jak widać – bez moralizowania i propagandy w tych zabawach się nie obeszło. Niemniej dla kolekcjonerów starych książek obie pozycje są bardziej niż obowiązkowe.

Płynie Wisła, płynie
autor: Czesław Janczarski
ilustracje: Bohdan Bocianowski
wydawnictwo: Nasza Księgarnia, Warszawa 1977

Czytaj również:

Perły z odzysku – 1/2019 Perły z odzysku – 1/2019
Przemyślenia

Perły z odzysku – 1/2019

Sebastian Frąckiewicz

Książki dla dzieci często bywają świadectwem swojej epoki. Bajki i wiersze wydawane w czasach PRL-u niewątpliwie noszą ślady obowiązującej wówczas ideologii. Nie znaczy to jednak, że nie są warte uwagi.

Dziś tego typu publikacje raczej trącą już myszką. Nadmiernie rozbudowana poetycka fraza, jakieś przerzutnie, historyczne dygresje, a nawet odwołania do muz. A które dziecko dziś wie, co to są muzy? Na dodatek to zwykle książki podszyte określoną wizją patriotyzmu i mniej lub bardziej nawiązujące do idei socjalistycznych. W tamtych czasach nie przejmowano się też sprzedażowym potencjałem publikacji, bo schodziło wszystko. Spoglądając w redakcyjne stopki na nakład wynoszący 50 tys. egzemplarzy w samej edycji broszurowej, można odnieść wrażenie, że redakcje jak najbardziej wierzyły w potencjał tego typu literatury.

Czytaj dalej