A gdyby ubrania mogły mówić? Jasne – powiecie – przecież influencerów i wszystkich prezenterów się ubiera, żeby mówili bardziej. W każdym filmie i sztuce precyzja kostiumu jest konieczna, by wyrazić ideę pełniej. Przemysł odzieżowy to jedna z poważniejszych gałęzi ekonomii światowej, a projektanci stają się celebrytami. Jasne. Młodzież pokazuje nam wszystkim, jak bardzo potrzebuje ubiorem zamanifestować odrębność pokolenia, i tu można zacząć całą wielką historię mody.
Ale ja nie o tym. Ja o tej szafie, która stoi. Zaglądasz w nią i co słyszysz? Nie ma stylizacji, makijażu, nawet butów – bo to inna szafka. Nie masz twarzy do dopełnienia. Same ciuchy.
Jest zapach i mnóstwo faktur. Jest zapewne jakiś dominujący kolor, pewnie ulubiony właściciela. Albo po prostu twarzowy. Co może przynieść oglądanie czyjejś garderoby?
Razem z Karoliną Jonderko zaglądamy do szafy jej matki. W bardzo intymnej publikacji opowiedziała historię kobiety, ani razu nie pokazując jej twarzy. Autoportret z matką to seria fotografii autorki w ubraniach pozostawionych przez rodzicielkę. To także zbliżenia na kompozycje i faktury bluzek, sweterków, sukienek czy płaszcza.
Stylizacji, jeśli można to tak w ogóle określić, jest tylko 10. Ubranie wyjściowe, Ubranie weekendowe, Ubranie przedszkolne i tak dalej. Widzimy ten sam kadr i niezmiennie poważną autorkę, zawsze po prawej stronie. Po lewej jest pusto. Autoportret z matką to portret podwójny, ale z tylko jedną osobą na zdjęciu. Wszystkie ubrania wiszą na autorce. Nie leżą, nie układają się. Poza autorki daleka od tych, które znamy z katalogów domu odzieżowego. Ot, na wprost i na baczność. Tym bardziej kłuje w oczy ta pustka po lewej. Gdzie jest druga osoba?
Jonderko ubiera się w stroje, które dobrze pamięta. Nie umiem sobie wyobrazić tego ciężaru.
To zupełnie inny rodzaj przebieranek niż za „nastolęctwa”. Wykradzenie mamie kostiumu czy sukienki, chociaż na chwilę, zawsze do lustra. Stawanie na palcach i uśmiechanie. Ale wtedy obowiązkowo jeszcze buty i biżuteria. Te najczęściej noszone. Albo jeśli spódnica była szałowa, pożyczenie jej na nie-wiadomo-jak-długo. Takie przebrania nosiło się lekko, dodawało się sobie kilku lat i powagi.
A teraz matki nie ma. Jonderko wyjaśnia: „Wykonuję autoportrety, odtwarzam z pamięci stroje dokładnie tak, jak dobierała je mama. Przymierzam kolejne komplety, które kiedyś, przy okrzykach radości, wyciągaliśmy z paczek”. Każdy komplet – sportretowany na autorce, plus szczegół faktury na rozkładówce, plus opis-wspomnienie. Porządek i struktura. No i te ubrania. Tak bardzo niemodne. Tak źle wyglądające na modelce. Ale tak osobiste, tak wiele mówiące, tak tkliwe historie. A najważniejsze zdanie we wstępie: „Mówią, że strój jest elementem kreującym tożsamość, ale mama całe życie chodziła w ubraniach niewybranych przez siebie”. Tu się sprawa komplikuje. Bo ta archeologia jest niemal skazana na niepowodzenie. Jak odczytamy charakter osoby, skoro to nie jej decyzja była? Bez dodatków, butów, bez twarzy. Skrawki. Tkaniny. Wzory czy desenie kompletnie przestają znaczyć.
Bo teraz jest zmierzenie się z brakiem, zamykanie i żegnanie. Próba pogodzenia i przechodzenie żałoby. Opisy to wspomnienia córek bohaterki, Hanny i Karoliny. Opowiadają o weselu kuzynki, podróży na wakacje nad morze, pracy matki w szkole i przedszkolu. O spędzaniu lata, wolnych dniach, uśmiechach i blond lokach. Poznajemy codzienność kobiety: żony, matki, nauczycielki muzyki, miłej sąsiadki.
Jonderko nie pierwszy raz portretuje brak, odtwarza charakter po śladach. Jej słynna seria Zaginieni to na pierwszy rzut oka dokumentacja wnętrz. To pokoje osób zaginionych, które czekają na powrót właściciela. Ale znów fotografia jest narzędziem i pomocą do opowieści o relacjach. To żyjący, to domownicy obok tych wnętrz opowiadają. Możemy sobie zaledwie wyobrażać, kim była osoba zaginiona, co lubiła. Ale brak, niezgoda, utrzymanie porządku w pokoju, w którym nikt nie mieszka – to prawdziwi bohaterowie tej serii.
Podobnie tutaj ubranie staje się pretekstem – do opowieści o relacjach z brakującą osobą. Hasłem wywoławczym, by tę szafę posprzątać, ubrania oddać, zamknąć rozdział życia. Tylko że tutaj Jonderko się odsłania, opowiada swoją historię, intymną i bolesną. Dalej nie umiem sobie wyobrazić, co musiała przeżyć autorka. Ile razy chciała przestać, rzucić ten pomysł w cholerę, ile łez ją kosztowało wkładanie tak drogich ubrań. Ten katalog kompletów, ubrań na konkretne okazje, ten porządek opowieści. Piękna i trudna żałoba. Ważne przeżycie dla widzów, którzy z szafą kogoś bliskiego musieli się zetknąć w podobnych okolicznościach i dla tych, których to dopiero czeka. Dziękuję Ci bardzo, Karolino.