Po co czytać Itala Calvina
Przemyślenia

Po co czytać Itala Calvina

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Zabierasz się do czytania recenzji zbioru esejów Itala Calvina. Rozluźnij się. Wytęż uwagę. Oddal od siebie każdą inną myśl. Pozwól, aby świat, który cię otacza, rozpłynął się w nieokreślonej mgle.

Wiesz dobrze, że nie licząc Wykładów amerykańskich, które i tak były wykładami, twórczość eseistyczna Calvina nie była dotychczas w Polsce publikowana. Po co czytać klasyków to dla wielu dopiero początek tej przygody, chyba że komuś były znane niektóre z tych esejów, które ukazały się w „Literaturze na Świecie” – jak te o Raymondzie Queneau czy Francisie Ponge’u.

Masz wrażenie, że ta recenzja jest dziwnie napisana, a poza tym zawiera informacje, które wydają się zbyteczne. Chcesz po prostu wiedzieć: „Czy warto mieć nowego Calvina?”, „Czy warto go czytać?”. Ze znużeniem przechodzisz do kolejnego akapitu, być może w nim znajdziesz odpowiedzi na swoje pytania.

Recenzja jest wyjątkowo pochlebnie napisana: recenzent chwali styl wielkiego Włocha, jego erudycję, zachwyca się jego miłością do literatury, jego „pięknym umysłem”, ale tobie to nie wystarcza, by wyrobić sobie własną opinię. Wiesz już, że oprócz tytułowego eseju, będącego popisem uroczej błyskotliwości, intelektualnej brawury, w którym Calvino rozważył różne definicje klasyki (np. „Do klasyki należą te książki, które im bardziej są nam znane ze słyszenia, tym bardziej przy lekturze okazują się nowe, nieoczekiwane i zaskakujące” albo „Klasyk nigdy nie przestaje mówić tego, co ma nam do powiedzenia”), książka zawiera teksty pisane na ogół w latach 70. i 80., poświęcone najbliższym mu autorom.

Znając opowiadania i powieści (które były tak naprawdę zakamuflowanymi zbiorami opowiadań) włoskiego pisarza, podejrzewasz, że w Po co czytać klasyków na pewno będzie mowa o wyrafinowanej fantastyce. Nie mylisz się, rzeczywiście ten zbiór zawiera esej o Historii naturalnej Pliniusza czy o Borgesie („koncepcja czasu mnogiego jest warunkiem umożliwiającym tworzenie literatury” – cytat z tego tekstu robi na tobie niemałe wrażenie). Będąc miłośnikiem Barona drzewołazaRycerza nieistniejącego, podejrzewasz, że musi również pojawić się Wolter i Diderot, może Cyrano de Bergerac. Znów masz rację, dlatego w myślach chwalisz swoją przenikliwość, poprawia ci się humor.

Niektóre nazwiska wywołują twoje zdumienie: Tołstoj? Hemingway? Pasternak? Po chwili przypominasz sobie, że przecież miała być mowa o klasykach, więc twoje zdziwienie było nieuzasadnione.

Recenzja ciągnie się jeszcze przez kilka akapitów, ale smugi dymu zasłaniają jej treść. Wstajesz i nie czytasz dalej, bo nic więcej nie potrzebujesz, by odpowiedzieć sobie na pytanie, czy warto przeczytać nowego Calvina.

Czytaj również:

Krwista konkwista
i
Diego Rivera, fragment muralu przedstawiającego historię Meksyku, w tle azteckie miasto Tenochtitlán, między 1929 a 1935 r., Palacio Nacional, Meksyk
Opowieści

Krwista konkwista

Tomasz Wiśniewski

Sentymentalno-przygodowy obrazek odkrycia Nowego Świata jest jednym z największych kłamstw ludzkości. Dlatego naprawdę nie ma co się dziwić tym, którzy obalają pomniki Kolumba czy Cortésa. Tylko w pierwszym półwieczu konkwisty indiańska ludność obu Ameryk została zredukowana o 90%.

Claude Lévi-Strauss w książce Smutek tropików trafnie zauważył, że pierwsze spotkanie Europejczyków z mieszkańcami Ameryki należy uznać za największą przygodę w historii ludzkości, która jest już prawdopodobnie nie do powtórzenia, chyba że kiedyś odwiedzą nas obce cywilizacje.

Czytaj dalej