Agata Trzebuchowska: Dlaczego Król Szczepana Twardocha?
Paweł Demirski: Przypadek. Byliśmy z Moniką na urlopie. Akurat czytaliśmy Króla, kiedy zadzwonił Mike Urbaniak z pytaniem, czy może nie chcielibyśmy zrobić adaptacji. Dlaczego nie? To jest świetnie napisana książka. Na co dzień nie czytam beletrystyki, raczej literaturę faktu, ale Króla dosłownie połknąłem. Ujęła mnie atmosfera tej powieści, wyraziści bohaterowie, polsko-żydowska Warszawa pełna politycznych podziałów, pewien rodzaj humoru, ale także rozpaczy. Wydaje mi się, że opowieść o Warszawie 1937 roku dla dzisiejszych czytelników może być czymś istotnym i rozpalającym emocje.
Król bez wątpienia rozpalił emocje i podzielił krytyków.
I został doceniony przez czytelników, co jest olbrzymim sukcesem Twardocha. Sprzedać ponad 100 tys. egzemplarzy w Polsce to naprawdę duża rzecz. W Królu literatura popularna spotyka się z czymś naprawdę mocnym.
Jest tam jedno zdanie, które mnie rozwaliło: „Kiedy wrócisz, tata?”. Mam wrażenie, że przejmująca rozpacz tej powieści została całkowicie pominięta przez krytyków, podobnie jak wątek żydowskiego mistycyzmu, który został bardzo mądrze przeprowadzony. To, na co z kolei wszyscy zwrócili uwagę, to przemoc. Jaka okropna, męska książka. Fu!
Lewicowo-liberalne elity po dobrych studiach gardzą wszelką formą agresji. Są kulturalni i kolorowi. Co prawda jak Antifa pojawi się na demonstracji, to oczy aż im błyszczą z podniecenia, ale sami oficjalnie są hate stop. W odróżnieniu od prawicy, która jest brutalna