Wykształceni awanturnicy łączyli żądzę przygód ze zmysłem obserwacji. Entuzjaści własnej kultury, jednocześnie byli ciekawi nowych światów. Brytyjscy pisarze wędrowcy stworzyli wyjątkowy typ literatury podróżniczej.
Jest rok 1925, gdy 20-letni Robert Byron po ukończeniu Oxfordu wyrusza z dwoma przyjaciółmi w podróż. Kiedy docierają do Aten, okazuje się, że tutejsze dawne uwielbienie dla jego wielkiego imiennika lorda Byrona – bohatera walk o niepodległość Grecji – jest nadal powszechne. Mówi się nawet, że gdyby znalazł się jakiś jego krewny, miałby w nowym greckim rządzie widoki na eksponowane stanowisko, wręcz mógłby zostać władcą, oczywiście marionetkowym, ale o to mniejsza. Młody podróżnik, którego atutem jest nie tylko wielkie nazwisko (bo już niestety nie pokrewieństwo ze słynnym poetą), lecz także godna podziwu wiara w siebie, postanawia wykorzystać szansę. Pewnego dnia pozostawia więc towarzyszy na plaży w Faleronie, przecina ulicę i wchodzi do mieszczącego się nieopodal Ministerstwa Lotnictwa. W stroju kąpielowym stawia się na spotkanie z niewiele starszym od siebie ministrem Kokkinopoulosem – i zostaje przyjęty. Wprawdzie żadnej posady nie udaje mu się załatwić, lecz grecki polityk, edukowany w Szkocji, obiecuje Robertowi, że wrócą do sprawy jeszcze tego samego dnia, podczas wieczornego koktajlu.
Brytyjczycy, którzy co prawda do wieczora znaleźli czas, by się przebrać, ale jednocześnie zdążyli już wprawić się w dobry humor, stawiają się na bankiecie o umówionej porze.