Państwo polskie nieraz miało historycznego pecha, ale to nie reguła. Bywało przecież, że los się do nas uśmiechał, choćby dzięki zmianom klimatycznym.
„Zamieszkują oni krainy najbogatsze w plony i najzasobniejsze w środki żywności” – pisał o Słowianach Ibrahim Ibn Jakub. Ów urodzony w Hiszpanii Żyd, jako członek poselstwa kalifa Kordoby do cesarza Ottona I, zwiedzał latem 966 r. Pragę. Myślał nawet o wycieczce do Krakowa, lecz informacja, że trzeba będzie jechać tam trzy tygodnie, skutecznie go zniechęciła. Ostatecznie nie przekroczył więc granic państwa Mieszka I. W swojej relacji podkreślał jednak, że „jest ono najrozleglejszym z ich [słowiańskich – przyp. aut.] krajów”, a poza tym – jak wieść niosła – „obfituje w żywność, mięso, miód i rolę orną”. Ale najbardziej uderzyło go coś innego. „We wszystkich krajach północy głód nie powstaje wskutek braku opadów i długotrwałej suszy, lecz jedynie z powodu częstych deszczów i długotrwałego nagromadzenia wody gruntowej. Susza nie jest u nich zgubną […]. Sieją w dwóch porach roku, latem i na wiosnę, i zbierają dwa zbiory” – opisywał podróżnik z nieukrywaną zazdrością.
Źródła milczą na temat tego, jak dobrze Ibrahim Ibn Jakub znał historię odleglejszych czasów, gdy tereny wokół Morza Śródziemnego były pod panowaniem Rzymu. W tamtym okresie na północ od Dunaju i wschód od Renu plemiona germańskie wiodły ubogi, barbarzyński żywot, przez stulecia nie potrafiąc zorganizować trwałych państw. Udało im się to dopiero, gdy wdarły się w głąb Imperium