Policjant i prawnik na tropie Polski
Przemyślenia

Policjant i prawnik na tropie Polski

Dariusz Kuźma
Czyta się 5 minut

Sporo dobrego mówiło się w tym roku o polskich „serialach premium”, o Kruku, Rojście, Ślepnąc od świateł. Że to niewolne od problemów i dyskusyjnych rozwiązań, ale świetnie zrealizowane, intrygujące opowieści z ambicjami. O tym, że po wielu latach czekania oraz licznych bolesnych zawodach być może doczekaliśmy się serialowej hossy. I że za kilka lat będziemy wspominać czasy, w których Wataha czy Pakt były wyjątkami od reguły, jako preludium dla naszej małej, lokalnej „złotej epoki telewizji”. Wyrokować na razie nie sposób, co przyniesie rok 2019, jeszcze nie wiemy, ale nie można było wyobrazić sobie lepszego podsumowania sezonu niż 1983. Pierwsza oryginalna polska produkcja Netflixa, wprowadzająca do rodzimego serialu szalenie popularny na Zachodzie motyw alternatywnej wersji historii, bywa chaotyczna i toporna, chwilami szeleści papierem i nie jest w stanie udźwignąć ciężaru własnych pomysłów – to fakt. Ale i tak bije na głowę dziesiątki rodzimych i zagranicznych produkcji, które oferują głównie glamouryzację życia i rzeczywistości, nachalnie sugerując, że są czymś więcej niż w rzeczywistości.

O meandrach fabuły 1983 nie warto rozpisywać się ponad to, że lwia część akcji rozgrywa się w alternatywnej wersji roku 2003, 20 lat po atakach bombowych, które pomogły Polkom i Polakom zjednoczyć się przeciwko sowieckiemu zaborcy oraz oswobodzić z jego żelaznego uścisku. Nowe władze wykorzystały otrzymane od obywateli wotum zaufania, by wprowadzić Polskę na drogę ekonomicznej i technologicznej prosperity – w świecie przedstawionym nie było transformacyjnej zapaści lat 90., jesteśmy partnerem dla mocnych światowych gospodarek, a stworzone przez polskie umysły cyfrowe narzędzie komunikacyjne ma zostać sprzedane do Ameryki, służąc za prototyp smartfona. Kosztem gospodarczego boomu było ograniczenie wolności jednostki, która ma znaczenie do chwili, gdy zaczyna zadawać zbyt wiele pytań. Rzeczywistość egzystowania w alternatywnej Polsce nie sięga czarnych wizji Orwella, ale jest na dobrej ku temu drodze. Dwóch mężczyzn – cyniczny policjant z żyłką idealizmu i naiwny student prawa – trafia na trop, który rzuci nowe światło na tę nową, wspaniałą Polskę.

To jednak nie potajemne śledztwo prowadzone przez nich na kilku frontach stanowi meritum 1983, lecz sam otaczający bohaterów świat i składające się na niego miliony odcieni szarości. Nie chodzi nawet o to, że czarnych charakterów nie da się zamknąć w znanych szufladkach, a dobrych ludzi ze świecą szukać, lecz o wysiłek, jaki twórcy (pomysłodawca i showrunner Joshua Long oraz polska ekipa i obsada pod wodzą reżyserek Agnieszki Holland, Kasi Adamik, Olgi Chajdas i Agnieszki Smoczyńskiej) włożyli w naświetlenie ich motywacji. Dobrych intencji okupionych moralnymi kompromisami, wątpliwości kryjących się pod żarliwie wygłaszanymi patriotycznymi sloganami, przychodzących zbyt późno refleksji nad potwornością własnych czynów. Bohaterowie to nasączone rozpoznawalną polskością swoiste archetypy – jak zapatrzona we własną buntowniczość i żądzę zemsty rewolucjonistka wykorzystująca wizerunek walczącej w powstaniu listopadowym Emilii Plater – co chwilami wypada kuriozalnie i prowadzi je na granicę autoparodii, lecz aktorzy i reżyserki robią wszystko, by postaci te jak najbardziej pogłębić.

Największym problemem bywa zresztą właśnie scenariusz Joshuy Longa, na który składa się wiele kalek językowych, podręcznikowych dialogów, iście literackich monologów i – co najbardziej zgrzyta w całym serialu – dydaktycznych lekcji polskich dziejów. Kilkakrotnie dochodzi wręcz do tego, że fabuła zostaje zatrzymana, by jedna z postaci – najczęściej generał lub minister – mogła wygłosić przemowę o dokonaniach Kościuszki czy martyrologiczną tyradę o sile polskości w czasach zaborów. Z drugiej strony, odpowiedzialny za wszystkie osiem odcinków 1983, stworzył Long ciekawą alternatywną rzeczywistość, niby odmienną od tego, co znamy, obcą, ale przecież rozpoznawalną. Oto świat sprzed doby ogólnodostępnego Internetu, w którym tak czy siak wszystko, co cyfrowe – nie tylko manipulatorskie media, lecz także digitalizowane archiwa – służy do sondowania i kontrolowania nastrojów społecznych. Oto świat, w którym Al Gore wygrał wybory w 2000 r., lecz i tak doszło do 9/11 i najazdu na Irak, a Harry Potter jest równie wywrotową lekturą, co Dziady Mickiewicza czy klasyk Orwella.

To niby tylko atrakcyjne ciekawostki, które pozwalają puszczać oko do publiczności, ale fikcyjne audiowizualne światy buduje się właśnie takim przywiązaniem do detalu. Pozwalając widzowi uświadomić sobie, że inny przebieg jednej z wielkich traum współczesności mógłby ukształtować jego prywatny świat zupełnie inaczej. I że nic nie jest stałe. To jedna z wielu wartości 1983. Kolejną jest praca pionów kostiumowego, scenograficznego i zdjęciowego, dzięki którym powstała zbudowana na zgliszczach szarego komunizmu intrygująca złożonością rzeczywistość, od której chwilami trudno oderwać wzrok. Jeszcze inną jest banalne, lecz wciąż aktualne przesłanie, że trzeba uczyć ludzi aktywnie myśleć, a nie tylko biernie reagować na zaplanowane prowokacje. To wszystko sprawia, że mimo kilku wad, w tym owej chaotyczności wątków, 1983 nie jest – lub nie powinien być – serialem do łatwej, jednorazowej konsumpcji. To skomplikowana, wielowarstwowa opowieść, w której nigdy nie wiadomo, kto jest kim, a także dlaczego robi to, co robi. Zasługuje na poświęcenie jej czasu. Nawet jeśli tylko po to, by ostatecznie ją odrzucić.

Czytaj również:

Rewolucja nieznanych motywacji
Opowieści

Rewolucja nieznanych motywacji

Dariusz Kuźma

Poza kilkoma chlubnymi wyjątkami dzisiejsze filmy i seriale wciąż zbyt rzadko ukazują mechanizmy działania nowego wspaniałego cyberświata, w którym niechybnie żyjemy. Tego, który nastał w wyniku trwającej od dekad, aczkolwiek w dalszym ciągu dla wielu niepojętej rewolucji technologicznej. Widać to zwłaszcza w projektach najpopularniejszych, z największymi budżetami, głównie amerykańskich, których autorzy albo czarują efekciarskim technobełkotem, albo powołują do ekranowego życia oderwane od rzeczywistości, przeestetyzowane dystopijne wizje prowadzące donikąd. Co więcej, od naszego nasyconego anonimową technologią oraz internetowym szaleństwem tu i teraz bardziej cenione są ubrane w sensacyjne bądź nostalgiczne szaty historie o przeszłości. Jeśli są odpowiednio podrasowane fabularnie i wizualnie, intrygują w większym stopniu niż bardziej kolizyjne oblicza współczesności.

Tym bardziej cieszą seriale takie jak współprodukowany przez HBO Europe rumuńsko-niemiecki Hackerville, który traktuje temat zagrożeń cyberrzeczywistości z pełną powagą. Zaczyna się od sceny, w której pracownik działu HR niemieckiego banku klika odruchowo na link z dziwnego e-maila podpisanego nazwiskiem szefa, a który naprawdę jest dziełem perfidnego hakera. System imploduje na skutek ataku DDoS, niedługo później to samo spotyka kolejny bank, a poruszająca się po omacku niemiecka federalna policja kryminalna potrafi jedynie wysłać specjalistkę od cyberprzestępczości do rumuńskiej Timisoary. Mieszka tam haker, który kiedyś ośmieszył stróżów prawa, a obecnie żyje w zgodzie z jego przepisami. Lepszego tropu brak. Niemająca doświadczenia w terenie, ale diabelnie zdolna Lisa wszczyna śledztwo i staje się ważnym ogniwem wojny między rzeczywistością zer i jedynek a tradycyjnym światem drukowanych pieniędzy i świszczących kul.

Czytaj dalej