Polska w nawiasie
Przemyślenia

Polska w nawiasie

Paulina Wilk
Czyta się 5 minut

Wyskoczył z kapelusza dwa lata temu, gdy w niewielkim odstępstwie czasu ukazały się dwie książki rozpoczynające dwie bestsellerowe serie: tę o komisarzu Froście i tę o warszawskiej prawniczce Joannie Chyłce. Do 2015 r. wydawało się, że karty w młodej gwardii polskiego kryminału są rozdane. I że w tym niewielkim gronie, złożonym z Zygmunta Miłoszewskiego, Mariusza Czubaja, Marcina Wrońskiego, Katarzyny Bondy, Gai Grzegorzewskiej i Marty Guzowskiej, niełatwo zrobić dla siebie miejsce. Ci autorzy dużą wagę przywiązywali do wiedzy kryminologicznej, merytorycznej współpracy ze śledczymi, w literaturze gatunkowej wyznacznikiem mistrzostwa wydawał się opis miejsca zbrodni – moment, w którym bohater i czytelnik wspólnie odnajdują ciało. Przez kilka lat „polska szkoła kryminału”, choć nigdy nie była kategorią spójną ani też pozbawioną wewnętrznej rywalizacji, wydawała się grać na jasnych zasadach i wspólnie zabiegała o większe uznanie dla tego gatunku literackiego, chętnie czytanego, ale pomijanego przez poważną krytykę.
 

Aż pojawił się Remigiusz Mróz i z sukcesem złamał niemal wszystkie te reguły. Pisze niewiarygodnie często, niezwykle lekko i przede wszystkim opowiada, a nie pokazuje. Jego najpopularniejsze kryminały z serii o Joannie Chyłce – właśnie ukazał się szósty tom Oskarżenie – nie prowadzą na miejsce zbrodni ani do zaułków psychiki sprawcy, klasycznie rozumianej akcji śledczej jest w nich niewiele. Mróz swobodnie zastępuje te elementy aktywnością typu serialowego: jego bohaterowie występują w kilku stałych scenografiach (biuro kancelarii prawnej, własne mieszkania, ich ulubiona restauracja w śródmieściu Warszawy) i zmiennych lokalizacjach, w które posyła je specyfika sprawy (mogą to być koczowiska Romów na warszawskiej Pradze, mazurskie szosy albo zakłady karne). Często się przemieszczają i rozmawiają przez telefon. U Mroza nie ma krwi, autentycznej grozy, niemal wszystko dzieje się w biały dzień, w okolicznościach, w których żyjemy. Ale jest czysty, neutralny język. Więcej się mówi, niż robi, pisarz sam dużo więcej wkłada w monologi i dialogi, niż obrazuje. I można tu dopatrywać się jego warsztatowych niedoborów czy braku talentu do budowania scen opisowych. A można też pogratulować umiejętności wykorzystania własnych zdolności i wiedzy. Mróz jest jednym z dzieci fenomenu książek kryminalnych (sam zaczął pisać po przeczytaniu serii Stiega Larssona) i nigdy nie pozował na literata ani mistrza gatunku. Nie jest też wychowankiem środowiska literackiego, należy do niepytającej o przyzwolenie generacji „zrób to sam”.
 

W serii z Chyłką korzysta z wykształcenia prawniczego, wprowadza czytelnika w narzędzia prawne, realia ich stosowania, przy okazji tłumacząc nieco mechanikę polskiego wymiaru sprawiedliwości. Prezentuje go nie jak spotworniałą i niewydolną część rzeczywistości, raczej jako tablicę do gry w szachy, po której trzeba umieć się poruszać, rozumiejąc osobowościowe i historyczne uwarunkowania innych graczy. Na przyład w Oskarżeniu młody aplikant Kordian Oryński, najważniejszy obok pyskatej i skłonnej do używek mecenas Joanny Chyłki bohater cyklu, broni się przed sądem sam, Chyłka zaś – w wyniku intrygi przeciwnika – musi przejść na stronę oskarżyciela posiłkowego, co dla adwokatki jest ujmą.

Podobnie – trochę powierzchownie, ale i bezpretensjonalnie – Mróz obchodzi się z historią najnowszą. W szóstej części cyklu oskarżonym jest zasłużony działacz „Solidarności”, w III RP wrobiony w kilka zabójstw chłopców i pośmiertne tatuowanie swoich ofar. Polityka jest u Mroza nieobecna, złe intencje mają jednak ludzie niemal wszechmogący – cieszący się rozległymi koneksjami, zdolni reżyserować bieżące zdarzenia. To wiąże się z popularą wiarą, że „ktoś za tym wszystkim stoi”, a codzienność jest sterowana z zaplecza, przez służby czy elity biznesu.
 

Mróz wybiera pojedyncze wątki z otaczającego nas świata, ale nie stara się ich łączyć w przekonującą, potencjalnie autentyczną całość. I tu także stosuje strategię serialową – nie dopowiada, nie chce być „rzeczywisty”, woli tworzyć narrację przyjemną, lekkostrawną, de facto odrywającą czytelnika od faktów. Znów można mu zarzucać słodzenie czy rozmydlanie świata, a można gratulować zręczności w tworzeniu alternatywnego nurtu biegnącego obok tego, czego doświadczamy. Jest w tej strategii konsekwentny i umiejętny. Nakłada na Polskę filtr umowności, a to, co dzieje się wokół, bierze w nawias. Pozostaje grzeczny i obliczalny, nieco usztywniony, ale w ten sposób daje czytelnikowi poczucie bezpieczeństwa i przypomina, że dopóki pozostajemy w jego ramionach, nie mamy się czego obawiać.
 

W jednym Mróz prześciga polskich autorów kryminałów – dobrze operuje poczuciem humoru. Joanna Chyłka jest bezczelna, klnie, pije i pali, o swym nienarodzonym dziecku mówi „pasożyt”, pyskuje przełożonym, jest postrachem palestry i skuteczną profesjonalistką i wszystko to składa się na postać niemożliwą, ale nieodparcie lubianą.

Mróz jest dziś najpoczytniejszym literackim „kryminalistą” nie tylko dlatego, że wydaje kilka książek w roku. Jego pisanie wydaje się pozbawione starań i wysiłku, tworzy relaksującą mgiełkę, która nie stawia czytającemu intelektualnych wymagań i nie prowadzi w mroczne rewiry. Realizmu jest tam ledwie odrobina, reszta to wartki potok słów, który umila codzienność, nawet jeśli nie pozostawia w niej żadnego śladu.
 

Czytaj również:

Atlas zmyśleń i pomyłek
Przemyślenia

Atlas zmyśleń i pomyłek

Paulina Wilk

Epoka wielkich odkryć geograficznych obfitowała w nową wiedzę o kształcie mórz i lądów, ale miała też swe lustrzane odbicie w postaci długiej listy błędów i bzdur nanoszonych przez kartografów i podróżników na mapy. W tym samym czasie, gdy ciekawość odległych wysp i szlaków sięgała zenitu, ludzkość dała także popis wyobraźni, brawurowych oszustw i pospolitych wpadek. Ich fascynujący i niepozbawiony dowcipu zbiór ukazuje się właśnie w postaci „Atlasu lądów niebyłych“, w którym Edward Brooke-Hitching, syn antykwariusz i mapofil, zebrał najważniejsze mity i niby-odkrycia, a także powstające wraz z nimi mapy.

Rysunki i kartograficzne „dokumenty“ tworzą intrygujące ilustracje do opowieści i legend, które – jak dowodzi autor – rodziły się z przemożnych ambicji, pragnień odbierających zdrowy rozsądek, czasem z tchórzostwa, dla pieniędzy albo z powodu zwykłej niewiedzy czy braku doświadczenia w nawigacji. Podróż przez ten atlas jest porywającą wyprawą po świecie alternatywnym i pokazuje, jak wielkie nadzieje wiązaliśmy z planetą. Z czytania płynie też wniosek smutniejszy: od początku wypraw Ziemia była obiektem, który ludzie chcieli wziąć w posiadanie, przetrzebić, dotrzeć do jej krańców i głębi, by wydostać cenne kruszce, przyprawy, klejnoty. Za marzycielami podążał cień chciwości.

Czytaj dalej