We wsi uchodził za odmieńca. Grywał na skrzypcach dziwaczne melodie, spał po stajniach i chlewach, miał w zwyczaju błogosławić nowo narodzone dzieci. No i tworzył gnotki, drewniane rzeźby aniołów i świętych. Nazywał się Karol Wójciak, lecz bardziej jest znany jako Heródek.
Był początek XX w. Mały Karol miał już 8 lat. Z tej okazji dostał od ojca pierwsze w życiu długie spodnie i marynarkę. Był pastuszkiem, całe dnie spędzał na łące. Blisko natury. Ubrania, zniszczone i w ciemnym kolorze, wydawały mu się zbyt ponure. Wyciął więc w nich dziurki, do których wetknął polne kwiaty. Teraz mógł je nosić. Ojciec wyrzucił go za to z domu. Heródek został pachołkiem i pastuchem krów w gospodarstwie bogatszych krewnych. Od tej pory zmieniał pracodawców jeszcze dwa razy, u każdych mieszkając po kilkanaście lat, ale nigdy z nimi w domu. Miał swój kąt w stajni, chlewie, w jakiejś przybudówce na narzędzia. Dopiero dwa lata przed śmiercią ostatni gospodarze wzięli go do swojej izby, gdzie spał na podwyrcu, czyli wysuwanej spod wysokiego łóżka szufladzie. Czy decyzja gazdów była podyktowana sędziwym wiekiem Heródka? A może jego nagłą popularnością, która wybuchła w 1967 r. po artykule w „Przekroju”? Może nie wypadało, aby Piotr Skrzynecki czy Marian Eile, którzy specjalnie z Krakowa przyjeżdżali po jego rzeźby, widzieli, w jakich żyje warunkach?
Najlepiej rozumiały go dzieci
Mówił niewyraźnie. Prawdopodobnie przez wrodzoną wadę wymowy. Ale może trudno było go zrozumieć też dlatego, że jego gwara była gwarą z naleciałościami jeszcze sprzed pierwszej wojny światowej – z dodatkiem madziaryzmów i słowacyzmów. Urodził się w 1892 r. na Orawie, we wsi Lipnica Wielka. W tym czasie Orawa należała do Austro-Węgier i w regionie wciąż silne były wpływy węgierskie i słowackie. Do Polski część ziem Orawy i Spiszu weszła w lipcu 1920 r. na mocy decyzji Konferencji Ambasadorów. Jednak cała Lipnica znalazła się w granicach państwa polskiego dopiero w 1924 r., po wymianie ziem z Czechosłowacją.
zdjęcie: Roman Reinfuss, ze zbiorów Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie
„Kontakt z badanym utrudniała jego bełkotliwa, starcza mowa. Najlepiej rozumiały go dzieci, toteż w trakcie badania używałam ich jako tłumaczy” – relacjonuje Bożena Kłobuszowska w swoim artykule o Heródku z 1972 r. Z wykształcenia psycholożka, z zamiłowania etnografka Kłobuszowska pod koniec lat 60. przyjeżdżała do Lipnicy parokrotnie, za każdym razem spędzając z Heródkiem wiele godzin. Uznała, że aby zrozumieć jego twórczość, należy najpierw poznać biografię. Robiła mu nawet testy psychologiczne, które wykazały lekką ociężałość umysłową. Ale Heródek był już wtedy w podeszłym wieku, miał za sobą poważną