Przebudzenie Przebudzenie
i
"Awakening Men", 1911–1916, Edvard Munch/Uniwersytet w Oslo
Doznania

Przebudzenie

Adyashanti
Czyta się 5 minut

A jeśli wszystko, co myśleliśmy dotąd o sobie i całym świecie, było tylko złudzeniem? Adyashanti, nauczyciel duchowy, zachęca, byśmy pozbyli się iluzji i zobaczyli, co naprawdę leży u podstaw naszego istnienia.

Wyobraź sobie, że pewnego ranka budzisz się i w chwili, kiedy otwierasz oczy, zdajesz sobie sprawę, że wszystko jest inaczej, niż było. Naprawdę, dokładnie wszystko! Nie chodzi o to, że wszystko wygląda inaczej w naszych oczach, ale że raczej zmieniło się jakoś to, co patrzy, przekształciło się w sposób dziwny i nieprzewidywalny. I w takim oto zadziwieniu wstajesz z łóżka, zachodząc w głowę, czy przyśnił ci się tylko dziwny sen, z którego jeszcze nie zdołałeś się wybudzić.

Ale to nie żaden sen i dobrze o tym wiesz. Wiesz, że nie śnisz, i masz co do tego pewność, jakiej nigdy dotąd nie odczuwałeś. Bo tak naprawdę zdajesz sobie sprawę, że każde mgnienie każdego przeżytego do tej pory dnia aż do tych ostatnich kilku chwil było spędzone w stanie nieświadomego lunatykowania, które wydawało ci się tak realne i prawdziwe, że nawet nie powstała w twojej głowie myśl, by podważyć jego prawomocność. Według jednomyślnie panującego na ten temat poglądu, skoro wstało się z łóżka i załatwia się różne sprawy, to na pewno już się nie śpi. A to po prostu nie jest prawda.

Jak można było nie dostrzec czegoś tak oczywistego?

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Jednak to jeszcze nie wszystko, bynajmniej. Wyobraź sobie, że kiedy zauważasz tę dziwną zmianę, która się w tobie dokonała, zachodzi coś zgoła bardziej niepokojącego: przestało istnieć twoje wnętrze, a właściwie, we wnętrzu nie ma już ciebie. Zaczynasz więc szukać siebie. Jak to się mogło stać, że zgubiłeś siebie? Nie jesteś w końcu parą zostawionych gdzie indziej kapci. Jesteś przecież sobą i gdzieś tu musisz być. Tak czy nie?

Ale choć wszystko w środku przetrząsasz, nie możesz odnaleźć siebie pod żadną postacią w żadnym okreś­lonym miejscu. Żadna ze starych myśli czy wspomnień ciebie już nie dotyczy. Są puste – to znaczy brak w nich „ja”. Nawet wyglądająca tak znajomo twarz w lustrze nie ma już w sobie „ja”. Nigdy zresztą nie miała, nie licząc osobnika wymyślonego przez twój umysł. A, co najważniejsze, nawet ten zmyślony ktoś był pozbawiony „siebie”.

Wyglądasz przez okno, a tam… nie ma żadnego tam. Wszędzie, gdzie spojrzysz, jest w jakiś sposób tutaj, gdziekolwiek ono jest. Patrzysz więc przez okno i wszystko, co jest tam, czy na zewnątrz, znajduje się w tobie – a właściwie nie tyle jest w tobie, co jest tobą. Ziemia i drzewa, i płot trochę dalej, tak jak niebo nad głową i białe puchate obłoczki – wszystko jest tobą. Nie ma w tym żadnego sensu, ale jest to wszystko tak oczywiste, jak oddychanie. Co to za „ja”, które jest tym samym, co wszystko inne?

Dziwne, zaprawdę.

Wyobraź sobie, że idąc ulicą, słyszysz rozmowę sąsiadów i nagle zdajesz sobie sprawę, że wszystko, o czym mówią, jest wymysłem. Wszystkie historyjki, osądy, twarde trzymanie się swoich przekonań, wszystkie te „on powinien był” i „ona powinna była” i „ja uważam, że…” – wszystko to jest fikcją, którą mają za rzeczywistość. Zupełnie jakby brali udział w dziecinnej grze, tylko zapomnieli, że zabawa odbywa się w wyobraźni, albo jakby utknęli we śnie, który przyśnił im się ubiegłej nocy.

Jak mogą z taką powagą traktować to, co mówią, jakby ich słowa w ogóle się liczyły lub miały jakikolwiek związek z Rzeczywistością. Jak mogą tego nie widzieć? Ale oni naprawdę nie widzą. To jest ich rzeczywistość, jedyna, jaką znają i prawdopodobnie będą znać. Jakież to dziwne.

Wyobraź sobie teraz, że zatrzymujesz się przy ławce w parku. Kiedy siadasz, wszystko się zatrzymuje, całkowicie zatrzymuje. Twój umysł jest tak wyciszony, że słyszysz drobinki kurzu unoszące się w powietrzu. Nagle zaczynasz spadać, spadasz i spadasz. Nie ma pod spodem gruntu, nie ma nieba na górze, jest tylko ogłuszająco miażdżąca cisza, pędząca coraz szybciej i szybciej. Nagle zdajesz sobie sprawę, że ona cię zaraz zabije, rozczłonkuje i rozerwie płuca na strzępy. Nie masz żadnego wyjścia, żadnych możliwości przetrwania. Robisz więc jedyne, co możesz zrobić.

Poddajesz się.

Wszystko się ogołaca i pustoszeje, robi się bardziej puste od bezkresnej przestrzeni.

Z miejsca poprzedzającego życie i śmierć spoglądasz poza istnienie (lub może właśnie w istnienie?). Bezczasowość to wszystko, co jest, wszystko, co kiedykolwiek było lub mogło być. Wieczność króluje niepodzielnie i promieniuje swoją obecnością na każdą cząstkę bycia.

Coś niezrodzonego i nieśmiertelnego budzi się do życia i otwiera oczy – twoje oczy. Ty bądź To nadal siedzi na ławce w parku. Uśmiecha się, promienieje, cieszy się. Obok przejeżdża mała dziewczynka na rolkach. Słońce prześwieca przez liście osiki, stary człowiek pali fajkę na kładce przerzuconej przez strumyk, który wpada do stawu ze złotymi rybkami.

Wszędzie, gdzie spojrzysz, widzisz pustkę. Każda „rzecz” jest zasłoną, całunem spowijającym Nieskończoność. Nic nie jest tym, na co wygląda, i wszystko zarazem jest dokładnie takie, jakie jest. Dominuje nad wszystkim doskonała w tym pozornym chaosie Nieskończoność. Wiesz ze ścisłą precyzją, że poza tym nie ma nic – nie może istnieć nic innego niż tylko ta nieprzebrana i absolutna próżnia, ten czysty i Nieskończony Potencjał, ta niezrodzona i nieuformowana Nieskończoność.

Spoglądasz wstecz na swoje życie i uświadamiasz sobie, że cokolwiek się zdarzyło lub mogło się zdarzyć, od momentu narodzin przez wszystkie wzloty i upadki efemerycznego losu, aż po dziwne dokonanie się duchowego przebudzenia, po tę właśnie chwilę poza czasem, wszystko to było i jest chwilowym ujawnieniem się – przebłyskiem tylko – bezgranicznego potencjału Nieskończoności wstępującej w istnienie i zeń występującej.

Przechodząca obok stara znajoma zauważa, że siedzisz na ławce. Przysiada się i pyta: „Co tam u ciebie?”. Darzysz ją wielką przyjaźnią, ale co możesz odpowiedzieć? Jesteś oniemiały i tak spokojny wewnątrz, jakbyś był martwy. Ona nie może o tym wiedzieć, jesteście w dwóch różnych światach, które w zdumiewający sposób skrzyżowały się tutaj, na tej ławce w parku. Jak przebić się przez nieskończoność, by nawiązać z nią kontakt?

Przez chwilę szukasz z natężeniem słów, którymi mógłbyś jej odpowiedzieć. Następuje moment ciszy – czy ona coś wyczuła? Czy podejrzewa, że jest jakoś inaczej? Chłodny podmuch głaszcze cię po twarzy i czujesz w sobie uśmiech wszechświata. „O, nic takiego” – mówisz. – „Absolutnie nic”.


Tłumaczyła Manana Chyb

Tekst pochodzi z książki Adyashantiego Droga wyzwolenia. Praktyczny przewodnik (To Co Jest, 2018). Tytuł i lead zostały dodane przez redakcję „Przekroju”.

Czytaj również:

O istocie wolności O istocie wolności
i
Furisode z niezliczoną liczbą latających żurawi (1910–1920), autor: anonimowy, Rijksmuseum/Rawpixel (domena publiczna)
Doznania

O istocie wolności

Osho

Życie może być przygodą i odkrywaniem. Pod warunkiem, że odważysz się skorzystać z szansy rozwoju. Dostaje ją tylko człowiek.

Człowiek jest jedyną na Ziemi istotą obdarzoną wolnością. Pies rodzi się, żyje i umiera jako pies. Róża nie może stać się lotosem. Zwierzęta i rośliny pozbawione są wolności wyboru. Sytua­cja człowieka jest inna, stąd wynikają jego godność i niepowtarzalny charakter jego życia.

Czytaj dalej