Agata Trzebuchowska: Co Cię dzisiaj boli?
Kaya Kołodziejczyk: Achillesy i lędźwie. Od rana kuśtykam. Ale to nic nowego.
Tańczysz od 10. roku życia. Kiedyś bolało bardziej?
Mniej. Chroniczne bóle pojawiły się po 27. roku życia. Zbiegło się to w czasie z pracą w zespole Rosas. Treningi i próby trwały po 8 godzin, do tego spektakle.
Pytam, bo szkoła baletowa kojarzy się z ostrym rygorem i dyscyplinowaniem ciała. Też masz takie wspomnienia?
Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego w tańcu klasycznym nie akceptuje się ciała z jego naturalnymi warunkami, tylko nagina się je do wydumanego wzorca, przekraczając kolejne granice. Moje ciało nie jest z natury gibkie i elastyczne – podczas rozciągania przeżywałam katusze. Wiele moich rówieśniczek już zakończyło kariery ze względu na liczne kontuzje i przedwczesne wyeksploatowanie ciała.
Dlatego postanowiłaś zerwać z tańcem klasycznym?
Nie mogłam się w nim odnaleźć. W szkolnictwie baletowym dominuje pedagogika Waganowej, która kładzie nacisk na perfekcję wykonawczą oraz pracę grupową rozumianą jako uniformizację tancerzy i tancerek. Od dziewczyn wymaga się, by wyglądały identycznie, tworzyły homogeniczną całość. A ja się buntowałam. Nie widziałam w tym prawdy. Pamiętam, jak po solowym występie w Łazienkach jedna z dyrektorek artystycznych powiedziała, żebym uważała podczas wakacji, bo mogę przytyć. Nie dość, że przytyłam, to urosłam prawie 15 centymetrów. Moje ciało się zmieniło i przestało pasować do reszty. Gdy stałam na pointach, byłam wyższa niemal o głowę od mojego partnera. Wcześnie stało się dla mnie jasne, że ze względu na warunki fizyczne nie zmieszczę się w pożądanym kanonie. Ale też wcale o tym nie marzyłam. Ciało zastane bardziej mnie podniecało. Już pod koniec podstawówki zaczęłam interesować się innymi formami ekspresji. Inspiracji dostarczały produkcje musicalowe, takie jak Hair, kontakt,