Filmowy debiut Olgi Chajdas opowiada o małżeństwie tytułowej Niny (Julia Kijowska) i Wojtka (Andrzej Konopka), które wkracza w fazę kryzysu. Para od lat bezskutecznie stara się o dziecko. Kiedy kolejna próba zawodzi, Nina i Wojtek postanawiają zaangażować surogatkę. Ich wybór pada na młodą i beztroską lesbijkę Magdę (Eliza Rycembel). Relacja między trojgiem bohaterów komplikuje się, kiedy między kobietami zaczyna rodzić się uczucie.
Olga na rozmowę przychodzi ze swoją partnerką – Kasią Adamik. Wracają prosto z festiwalu Dwa brzegi w Kazimierzu. Kasia siada przy stoliku obok i raz na jakiś czas wtrąca coś do rozmowy.
Agata Trzebuhcowska: Nina – Twój debiut fabularny – niebawem ujrzy światło dzienne. Z tego co wiem, pierwszy draft scenariusza powstał wiele lat temu.
Olga Chajdas: Prawie dziesięć. Poza tytułem i trzonem opowieści niewiele jednak z niego zostało. Projekt od pomysłu do realizacji faktycznie przebył długą drogę. Konfrontowałam go z różnymi instytucjami i twórcami, aż w końcu trafiłam na Martę Konarzewską, która dołączyła do projektu jako współscenarzystka i została aż do ostatecznej wersji tekstu. Od początku współpracował ze mną producent Darek Pietrykowski, który jako jedyny w tamtym czasie miał odwagę w Ninę się zaangażować.
Po zakończeniu montażu poczułaś ulgę, satysfakcję?
Czy satysfakcję, to powiem po premierze. Ale ulga to na pewno nie jest właściwe słowo. Sugeruje, że z czymś się zmagałam, a tak nie jest. Kocham ten projekt i ważne są dla mnie wszystkie lata, które z nim przebyłam. Wspaniale się czułam na planie. Nadal trudno mi uwierzyć, że ta historia powoli dobiega końca. Ale oswajam się z tą myślą. Cieszę się, że Nina wkrótce zacznie żyć własnym życiem. Już nie trzymam się jej tak kurczowo.
Nina to bardzo osobisty film. Czy Twoje przywiązanie do niego nie blokowało Cię przed wystartowaniem z innym projektem, gdy pojawiły się trudności?
Może na początku? Ale kiedy tylko napotkałam na komplikacje, zaczęłam kombinować. Miałam parę