Gosia Płysa i Mat Schulz nie mają złudzeń, że prezentacja muzyki online w czasie pandemii to jak dotąd odpowiednik produkcji braci Lumière. Dyrektorzy festiwali Unsound i Ephemera mówią ponadto o rachunku prawdopodobieństwa, dylematach DJ-ów oraz najbezpieczniejszym koncercie świata.
Jan Błaszczak: Kiedy zorientowaliście się, że w 2020 r. nie uda Wam się zorganizować październikowego Unsoundu w tradycyjnej formule?
Mat Schulz: Już w marcu.
Zaskakujące, biorąc pod uwagę, że większość branży muzycznej najpierw wierzyła w letnie festiwale, potem była przekonana, że jesienią wszystko wróci do normy.
M.S.: W tym roku mieliśmy podjąć współpracę z tasmańskim festiwalem Dark Mofo, który jest związany z galerią Mona. Jej założyciel to David Walsh – bardzo bogaty człowiek, który swój majątek zbudował na hazardzie. Mając takie doświadczenie, jest absolutnym ekspertem w dziedzinie szacowania ryzyka. W rezultacie ten festiwal był jednym z pierwszych, które zostały odwołane z powodu pandemii. Kiedy czytałem jego argumenty za podjęciem takiej decyzji, za którymi stały matematyczne wyliczenia związane z rachunkiem prawdopodobieństwa, zacząłem się poważnie zastanawiać nad sensem organizacji Unsoundu na zasadach, na jakich robiliśmy to do tej pory. Produkcja takiej imprezy zawsze wiąże się z wielopoziomowym ryzykiem – mieliśmy wątpliwości, czy na pewno chcemy je podejmować w sytuacji, w której pojawił się następny, niemożliwy do przewidzenia czynnik.
Gosia Płysa: Poza tym w marcu zazwyczaj nie tylko dopinamy już