Przełomy, wydarzenia graniczne, nagłe przemiany to wylęgarnie dziwności społecznych. Łatwiej je nazwać i zdefiniować z dystansu, trudniej, gdy trwają. Chociaż niektórym się to udaje. Niepowtarzalny urok likwidacji to zbiór reportaży, które ukazywały się na łamach „Gazety Wyborczej” w latach 90. Pełne ironii i humoru teksty napisane głównie przez Piotra Lipińskiego i Michała Matysa są doskonałą lekturą również dziś. Autorzy nie pierwszy raz przyglądają się specyfice funkcjonowania polskiego społeczeństwa w czasach niesprzyjających meandrów historii. Po napisanych wspólnie Absurdach PRL-u przyszedł czas na absurdy transformacji.
Koniec PZPR oznaczał początek obalania pomników, przemianowywania ulic i ciągłych strajków. Socjalistyczny przemysł wkroczył na kapitalistyczną giełdę̨, a państwowe fabryki bankrutowały w takim tempie, że musiał powstać specjalny zawód – likwidator. Wcześniej za czasów PRL niczego nie likwidowano, więc nagle trzeba było wyszkolić zupełnie nową kadrę. Organizowano zatem specjalne kursy dla likwidatorów przedsiębiorstw państwowych. Nie były tanie, kosztowały 3 mln złotych, ale jak nostalgicznie wspominają autorzy – wszyscy byliśmy wtedy milionerami…
Opowieść o drodze do odzyskiwania wolności słowa, swobodnego handlu i wolnego od ideologii myślenia zaczyna się od… kosmitów. Spragnieni zmian i nowości często zapominaliśmy o zdrowym rozsądku. Piotr Lipiński w reportażu Strzeż się „szaraka” zauważa, że po likwidacji cenzury dziennikarze dużo częściej pisali o przybyszach z kosmosu, a Polacy okazywali się wręcz „wybrańcami, którzy mieli po antymaterialnej stronie wszechświata pomagać innym cywilizacjom”. W każdym razie wiara w UFO ewidentnie pomagała nam odreagować nagłe zmiany polityczno-społeczne.
Piotr Matys w swoim reportażu Król powietrza przywołuje innego rodzaju wsparcie – technologiczne! Odnajdywanie się w nowej rzeczywistości wspierało niezawodne niebiańskie urządzenie – odkurzacz Rainbow. W 1995 r. tęczowych odkurzaczy sprzedawano w Polsce ponad 4 tys. miesięcznie (niemal najwięcej w całej Europie), co pozwoliło szybko wzbogacić się wielu akwizytorom. Rainbow był prosto ze snu o Ameryce, spełniał nasze wyobrażenie o luksusie i mimo kosmicznej ceny budził pożądanie przez wiele lat.
Sezonowa za to była moda bazarowa. W reportażu Bardotka na Polenmarkt przypomniana zostaje postać Bogdana Tomaszewskiego, który w 1988 r. zgłosił się do Centralnego Ośrodka Sportu z pomysłem wydzierżawienia Stadionu Dziesięciolecia. Trzeba przyznać, że był to świetny ruch, bo biznesmen do 2000 r. nadzorował jeden z największych bazarów na kontynencie, czyli „Jarmark Europa”. Łęknicki „Manhattan” równie prężnie rozwijał się w tym czasie, niemieckie biura podróży oferowały nawet jednodniowe wyprawy autokarowe na ten słynny bazar, reklamując się hasłem: „Z nami obkupisz się na polskim targu za półdarmo”. Stadiony i bazary lat 90. były inkubatorami polskiego biznesu i szkołą przedsiębiorczości, bo Polacy podczas transformacji próbowali zgłębić największą tajemnicę kapitalizmu, czyli „sukces”. Kto nie potrafił szybko przekwalifikować się na biznesmena, menażera i maklera, w nowych czasach mógł liczyć na pomoc cudotwórców oraz dyplomowanych wróżbitów!
Dla młodszych czytelników historie o dojrzewaniu polskiego kapitalizmu i demokracji mogą być czystym science fiction, starszym przypomną skecze z Monty Pythona, choć surrealizm ma w tym przypadku dobrze udokumentowane źródła. Absurdy i codzienne kurioza tego okresu dużo mówią o naszej mentalności, podejściu do życia, narodowych kompleksach i potrzebach w ogóle. Co ciekawe, niektóre wychwycone i opisane przez autorów zjawiska (np. weekendowe spacery po supermarketach) trwają do dziś. Jedno jest pewne, ironia i humor doskonale oswajają historyczną rzeczywistość, a Polska pod piórem Lipińskiego i Matysa śmieszy do łez! Dobrze jest pośmiać się z siebie. Na zdrowie i na zmianę w myśleniu!