Był rok 1985. Czekanie na opóźniający się koncert i znudzenie monotonią dni schyłku PRL-u nieoczekiwanie zakończyło się wielkim zachwytem, zapisaniem wzorca na matrycy uniesień.
Tytułem wstępu słów parę o lubieniu. Lubienia dzieli się na lubienia założycielskie i lubienia drugiego rzędu. Jak już się wydarzą lubienia założycielskie, to potem nijak się od nich uwolnić nie można i wszystko, co po nich wpada w oko, w ucho lub pod palce włazi, jedynie z tej przyczyny podoba się, podnieca lub wzrusza, że matryca jest już odciśnięta, wzorzec się zapisał i za wzorcem się podąża. Lubienia drugorzędne zatem, te, które spadają na nas w czasie długiego życia, które cieszą w konfrontacji z pewnymi określonymi emanacjami kultury lub natury, są tylko efektem szczęsno-nieszczęsnych założycielskich dreszczy. Siłą rzeczy przejawy życia lub kombinacje artystyczne, które nie pasują do kodu w matrycy lubień, ledwo dają się zauważyć czy też czuć – ni ziębią one, ni grzeją, choćby nie wiadomo kto nas przekonywał, że powinno być zgoła odmiennie. Bo jeśli, na przykład, ma się lat siedem i zauważa się u siebie wzruszenie