Remedia społecznościowe Remedia społecznościowe
Przemyślenia

Remedia społecznościowe

Taylor Fang
Czyta się 3 minuty

Ekran. To słowo oznacza niewidzialność. Chowam się za nim. Nikt nie widzi, co za nim jest. On sam doskonale się maskuje – czujniki, warstwa szkła, delikatnie podświetlone krawędzie. Jasny, błękitny bardziej niż letni dzień.

Ekran daje też schronienie użytkownikom. Telefony to niemal przedłużenie naszego ciała, zawsze wodzą nas na pokuszenie. Algorytmy karmią nas zdjęciami. Wciskamy, przewijamy, klikamy. Łykamy. Obserwujemy. Uaktualniamy. Pokolenie Z jest roszczeniowe, zdołowane, uzależnione, apatyczne, nie ma celu. Przynajmniej tak nas widzą dorośli. Nastolatkowie nie używają portali społecznościowych tylko jako sieci towarzyskich powiązań. Stoi za tym coś więcej. Platformy mediów społecznościowych to dla nas jedyne miejsce tworzenia i kształtowania samego siebie. Dzięki nim jesteśmy widoczni. Nasze bio na Instagramie tworzymy z emoji opisujących nasze życie i pasje – lubimy narty, sztukę, wyścigi, debaty. Wrzucamy tu nasze największe osiągnięcia, świętujemy. Tworzymy tam fejkowe konta („finsta”), by pokazywać chwile z codzienności, a naszym przyjaciołom – własne słabości. Znajdujemy swoje niszowe społeczności na YouTubie.

Ciągle jesteśmy zalewani idealnymi obrazkami w mediach społecznościowych, co na pewno ma negatywny wpływ na nasze zdrowie psychiczne, życie towarzyskie, na to, jak postrzegamy sami siebie. Nasze relacje z technologią są wielowymiarowe – dowartościowują nas, a z drugiej strony czujemy się z ich powodu niepewnie. Jeśli jednak dorośli martwią się o social media, powinni włączyć młodzież w dyskusję o technologiach. Powinni słuchać naszych opinii i pomysłów na pozytywne zmiany w przestrzeni cyfrowej. Powinni wskazać nastolatkom inne drogi wyrażania poglądów.

Prezentowanie siebie w taki wygładzony sposób zaczęło mnie nudzić już w szkole średniej. Miałam nieustające poczucie, że coś mnie omija. Męczyła mnie konieczność podporządkowania się oczywistym i utartym społecznym kodom oraz konwenansom. W 10. klasie używałam social mediów już tylko sporadycznie. Wielu moich znajomych w podobny sposób zmieniało myślenie o mediach społecznościowych.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Dla mnie najważniejsze było to, że znalazłam w nich inny sposób wyrażania siebie – pisanie. Zaczęłam tworzyć wiersze, śledziłam poe­tów na Twitterze (utwory zastąpiły mi w feedzie zdjęcia), większość czasu spędzałam na dworze, pisząc w moim pamiętniku. Nie potrzebowałam już tak bardzo Facebooka, przeglądałam go tylko w poszukiwaniu zabawnych memów.

Nie twierdzę, że każdy nastolatek powinien zacząć tworzyć ani że sztuka rozwiąże wszystkie problemy mediów społecznościowych. Jednak spojrzenie na technologię jak na narzędzie wyzwalające kreatywność będzie bardziej efektywne niż jałowe działania mające na celu „podnoszenie świadomości młodzieży”. Zamiast wtłaczać nastolatków w tabelki statystyczne, powinniście dać im szansę twórczo przedstawić swoje doświadczenia.

Choćby takie selfie. Wielu doros­łych widzi w nich tylko narcystyczne zdjęcia, które rozsyłamy w świat. Ale nawet fotografia mówiąca „tu byłam” zawiera w sobie element prawdy. Frida Kahlo malowała autoportrety. Nasze selfie też przedstawiają część nas samych. Nawet jeśli są jednowymiarowe, mają dla nas wartość.

To istotny moment w naszym dziecięco-nastoletnim życiu. Chcemy być mniej samotni, poczuć, że coś znaczymy. To straszne, ale musimy zacząć od wysłuchania rozczochranych chłopców chowających się w piwnicy z kolekcjami gier wideo. Nasze poszukiwanie kreatywności nie różni się bowiem zbytnio od doświadczeń poprzednich pokoleń. Dorastanie wśród technologii to ciągłe sprawdzanie siebie, rozbicie na wiele jaźni i próba ich pomieszczenia we własnym wnętrzu. W Pieśni o sobie samym Walt Whitman powiedział, że przeczy samemu sobie. „Jestem pojemny, zawieram miliony” – pisał.

A współczesna technologia to nic innego jak mechanizm przechowywania tych milionów osobowości.

Nie mówcie, że technologia rujnuje nam życie wewnętrzne. Raczej zachęćcie nas do napisania wiersza, naszkicowania rysunku czy choćby zszycia dwóch kawałków materiału. Albo porozmawiajmy o tym, jak media społecznościowe pomagają nam zrozumieć świat i wszystko, co nas otacza. Może selfie wrzucone na nasz profil nie są pełnym obrazem nas samych, ale staramy się stworzyć z tego spójną tożsamość. Chcemy nie tylko, by nas widziano, chcemy też zobaczyć świat na własne oczy.


Pierwotnie tekst ukazał się na stronie technologyreview.com. Skróty pochodzą od redakcji „Przekroju”.

 

Czytaj również:

Jestem Ben Jestem Ben
i
ilustracja: Marian Eile
Przemyślenia

Jestem Ben

Ben Bosworth

Nie tak dawno temu, kiedy możliwe było jeszcze swobodne przemieszczanie się, redaktor naszego pisma trafił w pendolino relacji Warszawa–Gdynia na sympatycznego pasażera z Australii. Uwagę kolegi przykuła entuzjastyczna reakcja Bena na śnieg, który pokrywał pola w okolicach Kutna.

Od słowa do słowa okazało się, że Ben Bosworth jest potomkiem polskich emigrantów i postanowił wziąć udział w wymianie studenckiej, by poznać kraj przodków. Decyzja o przyjeździe do Polski była czymś naturalnym – wcześ­niej Ben uczył się naszego języka i ludowych tańców. Wkrótce po tym sympatycznym spotkaniu nadeszła epidemia i Ben został zmuszony do domowej izolacji w wynajmowanej warszawskiej kawalerce. Postanowiliśmy sprawdzić, jak mu mija czas.

Czytaj dalej