Reżim z twarzą Kima
Przemyślenia

Reżim z twarzą Kima

Łukasz Chmielewski
Czyta się 3 minuty

Na początku 2016 r. świat obiegły przemycone z Korei Północnej zdjęcia Michała Huniewicza, które przypomniały prawdę o reżimie Kim Dzong Una. Widać na nich wychudzonych, zmęczonych ludzi w zgrzebnych ubraniach. Drogi kończą się nagle w polu, autostradą jeżdżą rowery, ludzie oddają hołd władzy. W tle widać wręcz postapokaliptyczne krajobrazy, z monumentalnymi, podniszczonymi budynkami pośród bujnej zieleni. Fotograf zwraca uwagę na dworzec kolejowy, na który w ciągu dnia przyjeżdża tylko jeden pociąg. Mimo to kręcą się po nim elegancko ubrani ludzie – cała scena wydaje się i surrealistyczna, i po prostu wyreżyserowana jak spektakl dla zagranicznych turystów. Na nocnych zdjęciach satelitarnych kraj nie istnieje, jest czarną dziurą pomiędzy rozświetlonymi Chinami a Koreą Południową. Choć komunistyczny reżim uczynił izolacjonizm jedną z metod zarządzania, to ze względów głównie biznesowych pozwala na ściśle kontrolowaną obecność zagranicznych biznesmenów, dyplomatów i przedstawicieli NGO.

Jedną z takich osób był Guy Delisle, kanadyjski twórca animacji i komiksów. Pochodzi on z francuskojęzycznego Quebecu, ale na stałe mieszka we Francji. Przez lata pracował dla różnych studiów animacji na całym świecie. Swoje służbowe wyjazdy do Chin i Korei Północnej opisał w komiksach. Sławę przyniósł mu właśnie Pjongjang, czyli dziennik podróży z kraju rządzonego przez komunistyczną dynastię Kimów. Francuska premiera komiksu odbyła się 15 lat temu, w Polsce wznowiono go właśnie po raz trzeci. Delisle opisał w nim swój dwumiesięczny pobyt w stolicy kraju w 2001 r. Rysunki Kanadyjczyka i fotografie Polaka są niemalże identyczne, co przekonuje, że mimo zmiany wodza narodu czas w Korei Północnej stoi w miejscu. Komiks Delisle’a jest, niestety, ciągle aktualny.

Świat w Pjongjang przypomina hybrydę wycieczki do zoo i wyprawy na safari. Każdy obcokrajowiec ma przydzielonego tłumacza i przewodnika, bez których w zasadzie nie możne się przemieszczać. Przewodnik co pewien czas proponuje wycieczki, które mają pokazać potęgę Korei i genialność Dżucze, czyli koreańskiej wersji komunizmu. Ale dla człowieka Zachodu to, co widzi, jawi się jedynie jako kuriozalne teatrum osobliwości. Wielopasmowa autostrada, którą jeżdżą jedynie rowery, prowadzi do monumentalnego, wykutego w skale mauzoleum dynastii Kimów ze spreparowanymi podarkami z całego świata w środku. W każdym pomieszczeniu wiszą zunifikowane podobizny Kim Ir Sena i Kim Dzong Ila. Oczywiście każdy Koreańczyk nosi znaczek z wodzem w klapie. Część pensji wypłacana jest w ryżu, na każdym kroku widać trwające prace wykonywane w czynie społecznym. Brakuje prądu i żywności. Dla Kanadyjczyka zderzenie z taką rzeczywistością musiało być szokiem, pamiętający PRL i realia za żelazną kurtyną odnajdą z łatwością wiele paralel. Delisle próbuje zrozumieć, jak można żyć w takich warunkach i czy Koreańczycy wierzą we wszechobecną propagandę? Pomaga mu w tym Rok 1984 George’a Orwella, jedyna książka, jaką zabrał na wyjazd do Korei Północnej (przekonał celnika, że to powieść s.f.). To w niej szuka wytłumaczenia dla świata, do jakiego trafił i w którym ma nadzorować produkcję kreskówki dla dzieci.

Choć komiks zachowuje linearność narracji, w dużej mierze jest koherentnym konglomeratem epizodów, które bardzo skrupulatnie opisują reżimową Koreę. Dzięki surrealizmowi i egzotyce realiów, a także za sprawą dużej dawki niewymuszonego humoru album Delisle’a czyta się z zapartym tchem. Bardzo ciekawie wybrzmiewają problemy, które pojawiają się jedynie w tle opowieści, np. zderzenie światów obcokrajowców i autochtonów. Obcy żyją w enklawach, wieczorami imprezują, a pracując w Korei Północnej wspierają reżim (najsilniej izolowane są jednak osiedla dygnitarzy). Delisle zdaje sobie z tego sprawę, ale ma też świadomość, że próby dywersji mogą skończyć się obozem koncentracyjnym dla jego koreańskich opiekunów.

„Pjongjang”, Guy Delisle
„Pjongjang”, Guy Delisle
„Pjongjang”, Guy Delisle
„Pjongjang”, Guy Delisle
„Pjongjang”, Guy Delisle
„Pjongjang”, Guy Delisle
„Pjongjang”, Guy Delisle
„Pjongjang”, Guy Delisle

Czytaj również:

Pikantna historia
i
zdjęcie: Frames For Your Heart/Unsplash
Dobra strawa

Pikantna historia

Aleksandra Woźniak-Marchewka

Można długo dyskutować o tym, czy kosmitom smakowałoby kimchi, bo faktem jest, że mieli szansę go spróbować. Koreańscy astronauci nie wyobrażali sobie lecieć tak daleko bez ulubionego dania.

Ara Lee pochodzi z Seulu, ale od lat mieszka w Katowicach. Studiowała polonistykę, a później promowała polską kulturę w rodzinnym kraju. Od kiedy z niego wyjechała, brakuje jej smaku domowego kimchi, bo to dostępne w naszych sklepach zwykle jest poszatkowane, podczas gdy smakuje lepiej, kiedy kapustę podzieli się na kawałki ręcznie. Pracy przy tym mnóstwo, jednak jej rodzina w Korei Południowej wciąż przyrządza je właśnie w ten sposób. Cztery osoby przygotowują na zimę aż 80 kg kiszonek. To i tak dużo mniej niż dawniej, gdy w jednym gospodarstwie przerabiano nawet kilkaset główek kapusty.

Czytaj dalej