
Planeta jest jedna, a ludzi na niej – osiem miliardów. Niektórzy z nich są artystami zastanawiającymi się niedawno w Zielonej Górze, jak odnowić przyjaźń i ustanowić poprawne stosunki z Ziemią.
Pewnego niewiarygodnie ciepłego i słonecznego listopadowego dnia demografowie ogłosili, że rzesza mieszkających na Ziemi ludzi właśnie przekroczyła 8 mld. Ta szczęśliwa albo, jak kto woli, hiobowa wieść zastała mnie w drodze do Zielonej Góry. Przypadek? Nie sądzę. Jechałem tam na biennale, które poświęcono renegocjowaniu stosunków między ludźmi a Ziemią. Jest nas 8 mld, a Ziemia tylko jedna; dysponując taką przewagą, możemy sobie pozwolić na prowadzenie pertraktacji z pozycji siły. I to właśnie robimy, choć jest to siła drwala energicznie piłującego gałąź, na której się rozsiadł.
Trzeba natychmiast zaprzestać piłowania, bo będzie nieszczęście! Łatwo powiedzieć. Drwalowi płacą za tę robotę, a człowiek musi zarobić na chleb, żeby go zjeść i… mieć siłę piłować dalej. Ktoś inny żyje ze sprzedaży pił, bez wątpienia z rączkami z niebiodegradowalnego plastiku. Do tego potrzebujemy gałęzi, na której siedzimy; idzie zima, czymś trzeba palić. No i piłowanie weszło nam w krew, a siły nawyków, jak wiadomo, lekceważyć nie należy.
Od pewnego czasu świat sztuki szuka odpowiedzi na pytania o to,