Siła opowieści
i
Islandia; zdjęcie: dconvertini/flickr (CC BY-SA 2.0)
Przemyślenia

Siła opowieści

Maria Hawranek
Czyta się 26 minut

Planeta płonie, ale wciąż możemy wiele zrobić, by ją uratować. O poszukiwaniu słów, które pozwoliłyby nam zrozumieć, czym są zmiany klimatyczne, i o sposobach ich zatrzymania opowiada Marii Hawranek islandzki pisarz Andri Snær Magnason.

Maria Hawranek: „Ten, kto rozumie, o co toczy się gra, nie szuka innych priorytetów” – to słowa prof. Wolfganga Luchta z Potsdam Institute for Climate Impact Research, które cytujesz w swojej ostatniej książce O czasie i wodzie. Zmroziło mnie to zdanie.

Andri Snær Magnason: Wszystko, co robimy, okaże się bez znaczenia, jeśli nie zadbamy o klimat. Cała nasza kultura będzie na próżno. Jeśli wierzymy, że tworzymy sztukę w jakiejś ciągłości, jeśli artyści szukają wiecznego życia poprzez swoją pracę, jeśli ktoś ma śpiewać nasze pieśni i czytać nasze książki za 300 lat, musimy również myśleć o tym, jak oddziałujemy na środowisko naturalne. Jesteśmy w sytuacji, w której wiemy, co się dzieje, ale nie robimy tego, co trzeba, by ratować planetę. Wolf­gang Lucht w pewien sposób dał mi przyzwolenie, by pisać o nauce. Wcześniej nie czułem, że mam prawo o niej mówić. W świecie akademickim, jeśli zrobisz literówkę lub powiesz coś po swojemu, zaraz ktoś cię strofuje. Potem spotkałem wielu innych naukowców, glacjologów, oceano­grafów, którzy zachęcali mnie do pisania. Mówili: „Nawet jeśli na Islandii masz 10 tys. czytelników, musisz to napisać”. Byli sfrustrowani, że wyniki ich badań nie przebijają się do szerszej świadomości.

Trudno rozmawiać o zmianach klimatu tak, by trafić do tych, którzy nie chcą słuchać. Sam piszesz, że są jak czarna dziura, która pochłania słowa.

W książce ciągle zastanawiam się, jak mówić o czymś, co jest większe od języka. Mamy pewien zasób słów, mamy liczby, ale z liczbami niezbyt dobrze się rozumiemy. Jak powiedzieć, że coś jest ogromne do dwunas­tej potęgi? Ogromny może być jakiś dom. Ja zabieram się do mówie­nia o całej planecie i utknąłem na słowie „ogromny”. Nie da się zwiększyć tej skali. Dlatego poszedłem w historię i mitologię. By podbić język, sięgnąłem po metafory tak wielkie, że pozwalają nadać wagę sytuacji, w której się znaleźliśmy. Jeśli czujesz, że coś jest naprawdę pilne, chcesz po prostu kimś potrząsnąć i krzyknąć: „Zmień się! Zmień się teraz!”.

Użyć Caps Locka.

Jeśli napisałbym książkę Caps Lockiem, nie uważano by mnie już za kogoś, z kim warto rozmawiać, raczej wysłano by mnie do szpitala. Oczywiście sprawa, o której mówimy, jest tak pilna, że włączasz syreny wszędzie, gdzie się da, ale jeśli ktoś jeszcze tego nie zrozumiał, musisz podejść do niego inaczej. Mógłbym na kogoś krzyczeć przez tydzień, a i tak bym na niego nie wpłynął. Nie chciałem atakować czytelników, obwiniać ich. Zamiast tego wolałem zabrać ich ze sobą w literacką podróż, np. na lodowce w latach 50., i poprzez opowieści mówić o nauce. Jestem pewien, że taka forma pozwala głębiej zrozumieć poruszane problemy. Ta książka powstała też z potrzeby opowiedzenia historii moich dziadków. Odkąd skończyłem 20 lat, marzyłem, by to zrobić, nie mogłem tylko znaleźć odpowiedniej formy. Te historie doskonale wpisały się w narrację o zmianie klimatu.

Twoja babcia była jak Wonder Woman, pionierka awiacji i eksploracji lodowców. Razem z dziadkiem w 1956 r. pojechali na miesiąc miodowy – to była trzytygodniowa ekspedycja na lodowiec.

Moja babcia wciąż żyje, dziadek już niestety nie, ale niezła była z nich para. Niemal każdego dnia udało im się zrobić coś ciekawego. Jeśli nie podróżowali, to uprawiali ogródek albo szli pływać, ciągle byli w ruchu. W naszej rodzinie krążył taki żarcik: Czy istnieje

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Pukke
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 1443/1972 r.
Doznania

Pukke

Grzegorz Uzdański

Przedstawiamy poniżej trzy niezależne relacje dowodzące, że w Szwecji żyje pewien skrzat imieniem Pukke. Ponieważ wszystkie trzy historie zostały nadesłane przez naszego wieloletniego autora Grzegorza Uzdańskiego, nie mamy powodu podejrzewać, że któraś z nich jest mniej prawdziwa od pozostałych.

Greta Seelendstadt (szwedzka fizyczka)

Kiedy byłam małą dziewczynką, stary Pukke przemienił mnie w stół. Pukke to szwedzki skrzat. Mało kto o nim pamięta, a ci, co pamiętają, uważają, że to bajka. Ale nie w Skanii. Żylaści, ogorzali od północnego słońca mieszkańcy tutejszych wsi wiedzą, że istnieje naprawdę. Chodził pod szarym niebem, zanim nastały czasy królów, zanim zbudowano pierwsze drewniane kościoły, zanim nowy Bóg wygnał dawnych mieszkańców dalej na północ. Był tam, gdy brutalni brodaci wikingowie wracali z łupami z wypraw. Był tam, gdy w świetle księżyca śpiewały elfy i gardłowo pohukiwały trolle. Był tam, gdy Odyn, jednooki wędrowiec, przemykał nad ziemią jak wichura, gdy skowyt Fenrira napełniał grozą lasy. Był tam, gdy pod gwiazdami tańczyła Nanna, budząc przyrodę do życia.

Czytaj dalej