
„Cała Ziemia parkiem narodowym” – mówi Agnieszka Brzeżańska. Czy to możliwe? Czy to rozsądne? Czy jest inne wyjście? I jakimi argumentami artystka popiera swój postulat?
Argumentem jest wystawa, którą Brzeżańska pokazuje w Królikarni (Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego, Oddział MNW), najładniejszej galerii w Warszawie, a może i w Polsce. Wiele osób czekało na ten projekt, zapowiadany od dawna i kilka razy przekładany na później. Artyści wizualni raczej nie miewają fandomów, ale Agnieszka Brzeżańska należy do wyjątków. Sam się do jej dyskretnego, ale wiernego fandomu zaliczam.
W mniej wprawnych rękach materia, którą zajmuje się Agnieszka Brzeżańska, mogłaby się zmienić w New Age – w złym sensie tego pojęcia. W jej wykonaniu dostajemy sztukę, której potrzeba nam dziś chyba bardziej niż jakiejkolwiek innej. Jest to sztuka feministyczna, matriarchalna, sztuka kosmiczna i zarazem geocentryczna. W środku uniwersum Brzeżańskiej znajduje się Ziemia, pojęta jednak nie jako terytorium, które należy skolonizować i wyeksploatować, lecz jako miejsce, do którego ludzie muszą powrócić ze swojej długiej, modernistycznej podróży w postęp, chciwość i arogancję. To sztuka momentami niemal wiccańska, czcząca rośliny, żywioły, brzmienie nazw rzek i szmer płynącej wody. Brzeżańska splata te wątki na wystawie, w której centrum – uwaga: