Immers
Kiedy ostatecznie sobie uświadamiamy, że w rodzinie nigdy nie będzie łatwo i to, że ktoś jest moim ojcem, matką, bratem czy siostrą, nie oznacza z automatu, że zawsze będziemy się dogadywać. Ba, to w ogóle niczego nie oznacza. Zgrzyty będą zawsze i nierzadko będzie ich dużo więcej niż czystych tonów. I nigdy nie będzie do końca wiadomo, jak to rozegrać, bo przecież ani się nie chcemy ostatecznie pokłócić, ani odpuścić tych relacji. Bo to przecież rodzina. I tak to będzie trwało: raz lepiej, raz gorzej, raz bliżej, raz dalej. Na więcej nie ma co liczyć, idealnie raczej nigdy nie będzie. I nigdy już nie będzie tak, jak było, gdy byliśmy mali, i wydawało się, że wszyscy są po naszej stronie. Albo przynajmniej powinni być.
Althout
Kiedy okazuje się, że to jednak nie ty, tylko oni. Wiesz, o czym mówię, każdy wie. Każdy wchodzi w dorosłe życie z paletą marzeń o wiele za szeroką, by się przecisnąć przez drzwi. Ktoś chce być sławnym muzykiem, ktoś wielkim piłkarzem, ten przebojowym krawaciarzem, ten znowu brodatym naukowcem. A potem przychodzi ono, Życie, czy raczej życie, żyćko, przez małe, najzwyklejsze „ż” i niestrudzenie przesypując codziennie milion ziaren przez tysiąc klepsydr, pcha nas po ruchomych piaskach ku niespodziewanym brzegom. Gdzie się okazuje to, co się musi okazać, czyli że nasze życie jest sto razy bardziej zwykłe, niż miało być, i że to nie my, tylko oni, zawsze ktoś inny, robią to, co my mieliśmy robić. Czujemy się okłamani, okradzeni. Bo przecież to było „nasze”. Ale jednak oni – to oni zostali muzykami, piłkarzami, to oni świetnie zarabiają i jeżdżą na wykłady. A my tutaj, w prozie życia, może nawet całkiem niezłej prozie, ale jednak przecież żal, że to nie tak miało być.
Findio
Kiedy okazuje się, że to już. Tak po prostu. I szybciej, niż myślimy. Jeszcze wczoraj ten wyjazd miał być przecież za pół roku, to wydawało się, to było przecież tak dużo czasu – tyle pustych, białych kartek w kalendarzu, tym razem mieliśmy wszystko zrobić inaczej, ogarnąć się, przygotować na spokojnie, a nie w ostatniej chwili. A jednak nie. Przewracamy kartkę i nagle oto już teraz. Sami siebie pytamy, gdzie się ten czas podział, jak to się stało, że tak się znowu stało… I dobrze, że sami siebie pytamy, bo nikogo innego nie ma, żeby spytać. Każdy tylko wzruszy ramionami, dla każdego to będzie banałem. Ot, czas jak to czas. Minął.