Chodzenie na zakupy bywa całkiem przyjemne, zwłaszcza jeśli można pójść na plac, np. na Stary Kleparz, celem obserwacji licznych warzyw i owoców o najrozmaitszych barwach i aromatach. Takie miejsca sprzyjają także spotkaniom – mijamy osoby innej narodowości, nieznajomych o różnym usposobieniu. Dobrze jest też w końcu się zatrzymać, przystanąć przy którymś straganie, by kupić pomidory albo jabłka, albo cokolwiek, na co nam akurat przyjdzie ochota.
Chodzenie po placach targowych bywa zazwyczaj niezwykle przyjemne, jednak nie powinno trwać zbyt długo. Wskazana jest zmiana krajobrazu. Można więc pójść przez miasto chodnikiem albo ulicą, jeśli akurat nie ma na niej rozpędzonych pojazdów. Chodzenie ulicą góruje nad chodzeniem chodnikiem rozkoszą transgresji. Należy pamiętać, że im dalej w zakupy, tym większy niesiemy ciężar, a chodzenie z kilkukilogramowym obciążeniem pozbawia nas wielu uroków spacerowania. Pewną formą obciążenia jest również sam cel, którym – w przypadku chodzenia na zakupy – są zakupy. Dlatego zamiast chodzić na zakupy, lepiej chodzić na spacery. Pójście na spacer różni się od pójścia na zakupy celem i dynamiką. Spacer jest zwykle wolniejszy, choć zdarzają się wyjątki – istnieją amatorzy spacerowania w żwawym tempie, zresztą nie nam oceniać, które tempo jest lepsze. Tempa spacerowania są po prostu rozmaite, co jednocześnie wcale nie znaczy, że temp nie można w ogóle ocenić. Tyle że porównywanie tempa spaceru z tempem innego spaceru na niewiele się zda, tego rodzaju ocena mało nam powie o słuszności bądź niesłuszności danego tempa spaceru.
Tempo chodzenia jest właściwe, jeśli odpowiada potrzebom naszego organizmu. Jeśli zaś tym potrzebom nie odpowiada, wtedy jest niewłaściwe i w dłuższej perspektywie może prowadzić do różnych zaburzeń. Jeżeli więc jesteśmy zmuszeni do chodzenia zbyt wolno, wolniej niż oczekiwałby tego od nas nasz organizm, wtedy skazujemy się na frustrację, z całym wachlarzem jej przykrych konsekwencji. Jeśli zaś zostaliśmy zmuszeni do chodzenia zbyt szybkiego, do frustracji dołączy przemęczenie i związane z nim niedomagania, ewentualnie kontuzje. Idealny spacer odbywa się w tempie, które jest dla nas optymalne, nie za szybkie i nie za wolne. Aby osiągnąć takie tempo, należy usunąć wszelkie zewnętrzne motywacje skłaniające do nadmiernych przyśpieszeń czy spowolnień. Optymalne tempo spaceru wynika wyłącznie z aktualnego stanu naszego organizmu oraz jego potrzeb. Wszelkie zewnętrzne motywacje – np. z powodu zmiany pogody (zaczyna padać, więc przyśpieszamy) albo wynikające z chęci zdążenia gdzieś (na tramwaj) czy zrobienia czegoś poza spacerem (nastawiliśmy pranie i trzeba je rozwiesić, a na osiemnastą jesteśmy już umówieni z koleżanką) – oddalają nas od spacerowego optimum.
Osobnym przypadkiem są tzw. spacery altruistyczne, kiedy to idziemy w tempie dostrojonym do kogoś innego. Filozofia dialogu oraz filozofia dramatu zbyt mało miejsca poświęciły spacerom altruistycznym, które w oczywisty sposób naruszają wszechobecny egocentryzm. Spacery altruistyczne odbywają się najczęściej w towarzystwie osób o wiele od nas starszych lub o wiele młodszych. Osoba o wiele starsza lub o wiele młodsza idzie przeważnie w tempie o wiele za wolnym lub o wiele za szybkim względem naszych potrzeb.
Wielu takich altruistycznych spacerowiczów spotykamy na mieście, przede wszystkim w parkach. Altruistycznym spacerowiczom należy współczuć i kiedy tylko nadarza się okazja, dobrze jest podejść do takiego spacerowicza, czy nawet częściej – spacerowiczki, i pocieszyć uśmiechem lub dobrym słowem, jeżeli tylko dobre słowo przychodzi nam do głowy. Należy zwrócić szczególną uwagę na to, żeby było to naprawdę dobre słowo, a nie słowo, które tylko wydaje się dobre. Jeśli nie mamy pewności, czy dysponujemy akurat dobrym słowem, czy jedynie pozorem dobrego słowa, najlepiej będzie pozostawić altruistycznego spacerowicza w spokoju.
Trzecim często spotykanym rodzajem chodzenia, poza chodzeniem na zakupy i spacerowaniem, jest chodzenie do pracy. Szczególnym przypadkiem jest chodzenie do pracy w celu chodzenia, czyli uprawianie chodziarstwa wyczynowego, które w naszym kraju szczególnie upodobał sobie Robert Korzeniowski. Jednak zdecydowana większość chodzących do pracy chodzi do niej nie po to, by chodzić, ale by dźwigać, przenosić z miejsca na miejsce, siedzieć, odbierać telefony, obliczać coś i stukać w klawiaturę. Rodzajów siedzenia jest oczywiście co najmniej tyle, ile rodzajów chodzenia. Zresztą z braku miejsca wymieniam tutaj tylko te najczęściej spotykane.
Chodzenie do pracy niezwykle rzadko jest chodzeniem optymalnym – podobnie jak chodzenie na zakupy – jest ono rodzajem chodzenia zorientowanym na cel, czyli na pracę. Dlatego też chodzenie do pracy ma niewiele wspólnego ze spacerowaniem w ścisłym sensie, miewa jednak wiele wspólnego ze spacerowaniem altruistycznym. Chodzimy przecież do pracy dla naszych dzieci, żeby zarobić na ich utrzymanie, ewentualnie chodzimy do pracy dla naszych rodziców, żeby odciążyć ich od utrzymywania nas samych lub żeby ich samych wspomóc finansowo, jeśli są chorzy albo w podeszłym wieku i wymaga tego sytuacja, wreszcie chodzimy też do pracy dla naszych partnerów, którym z różnych względów zależy na tym, żebyśmy zarabiali pieniądze. Jest to zaledwie kilka wybranych powodów chodzenia do pracy.
Chodzenie do pracy bywa przyjemne lub nieprzyjemne. Tutaj należy zwrócić uwagę na szczególną prawidłowość. „Cel, w którym się idzie”, zawsze wpływa na „doznania płynące z chodzenia”. Odpowiednio więc charakter pracy wpływa na przyjemność z chodzenia do pracy, podobnie jak charakter zakupów wpływa na przyjemność z chodzenia na nie.
Najprzyjemniejsze jest chodzenie ze względu na samo chodzenie, oczywiście pod warunkiem, że dana osoba lubi chodzić. Wydaje się jednak, że osoby nielubiące chodzić po prostu nie znają chodzenia bez celu. Zwykle jest tak, że osoby deklarujące dyskomfort wynikający z chodzenia kojarzą chodzenie wyłącznie z chodzeniem do pracy, której nie lubią, lub z nudnym i powtarzalnym chodzeniem po ciężkie zakupy. Osobom takim – poza pracą i zakupami – pozostaje zazwyczaj mało czasu na chodzenie bez celu, w dodatku ten czas, którym dysponują, wolą spędzić w łóżku lub na fotelu. Inaczej mówiąc, tzw. osoby nieznajdujące upodobania w chodzeniu są zwykle osobami przepracowanymi i przemęczonymi. W innych warunkach, gdyby miały więcej czasu na odpoczynek, osoby te z pewnością odnalazłyby w chodzeniu przyjemność, zwłaszcza wiosną i latem. Podobnie osoby chore, odczuwające w trakcie chodzenia taki czy inny dyskomfort, na pewno chętnie by pochodziły, gdyby tylko usunąć przyczynę tego dyskomfortu. Spokojnie można więc przyjąć, że każdy lubi chodzić, gdyż jak zauważył Franz Hessel: „Szczególna to przyjemność kroczyć powoli ożywionymi ulicami”.