Odwiedziłem raz znajomą – mówił profesor Tutka – żonę architekta. Po chwili rozmowy zorientowałem się, że jest bardzo przygnębiona. Spytałem o przyczynę: czy ma jakie zmartwienie? Wówczas oczy jej zaszły łzami.
– Mój mąż… mój mąż… – nie mogła mówić dalej.
– Czyżby coś się stało? Widziałem go przed paroma dniami, rozmawialiśmy nawet.
– Mój mąż… ma lewy bok po prawej stronie.
– Wybaczy pani… nie bardzo rozumiem.
– Tak on twierdzi. Że ma lewy bok po prawej stronie. To na pewno – mówiła dalej – z przepracowania. Wymyślił nową konstrukcję dachu, pracuje nad tym po nocach i… coś mu się widocznie pomyliło.
– No tak, z przepracowania