Tego lata nie było Tego lata nie było
Przemyślenia

Tego lata nie było

Anna Wyrwik
Czyta się 4 minuty

Lato Kiriłła Sieriebriennikowa to Petersburg lat 80., historia radzieckich kapel rockowych: Zoopark, Kino, Akwarium, historia muzyków – Majka Naumienki i Wiktora Coja (fajnie zagrani przez Romana Bilyka i Teo Yoo), których połączyła miłość do grania i pisania tekstów, fascynacja Lou Reedem, The Velvet Underground, Davidem Bowiem, Blondie oraz Natashą (dobra Irina Starshenbaum) słuchanymi po nocach na szmuglowanych z Zachodu płytach. Na wspomnieniach Natashy oparty jest zresztą scenariusz filmu.

Młodzi ludzie w podartych dżinsach, koszulkach w paski, skórzanych kurtkach i ciemnych okularach piją, palą, kochają się, tańczą i śpiewają o piciu piwa i paleniu, o kochaniu i o tym, że się im nic nie chce, a w tym wszystkim śpiewają o wolności. Dla mnie kluczową postacią Lata jest Skeptik (ciekawy Aleksandr Kuznetsov), obecny w momentach, gdy z filmu robi się nam teledysk albo jeszcze inaczej – gdy z filmu robi się nam musical stylizowany na teledysk i na czarno-biały ekran sprawnie ładują się kolory punkowych animacji oraz wstawki kolorowych kadrów, z głośników gra anglosaski punk rock ze słowami Psycho Killera czy Passengera śpiewanymi przez rosyjskich przechodniów oraz pasażerów pociągów i tramwajów. Po każdym takim przerywniku z młodzieńczą, rock’n’rollową energią i zachowaniami przekraczającymi granice codzienności-szarości pojawia się Skeptik (tak, sceptyk) – trochę narrator, trochę duch, chyba niewidoczny dla innych bohaterów – by oznajmić nam, że to się naprawdę nie wydarzyło.

Bo czy w Petersburgu lat 80. mogło się takie kolorowe rock’n’rollowe szaleństwo wydarzyć?

Wydana w tym roku przez Czarne książka Please Kill Me Legsa McNeila i Gillian McCain to Nowy Jork lat 60. i 70., historia amerykańskich kapel punkowych: The Stooges, New York Dolls, Ramones, The Velvet Underground, Blondie, historia muzyków: Lou Reeda, Davida Bowiego, Patti Smith, którzy kochali grać, pisać teksty, fascynowali się innymi rockowymi kapelami, słuchanymi po nocach na kupionych za pozbierane centy płytach, oraz napotkanymi kobietami i mężczyznami. Młodzi ludzie w obcisłych dżinsach, koszulkach w paski, skórzanych kurtkach i ciemnych okularach piją, palą, ćpają, kochają się, tańczą i śpiewają o piciu piwa i paleniu, o ćpaniu, kochaniu się i o tym, że nie mają co ze sobą zrobić, a w tym wszystkim śpiewają o wolności. W książce wielokrotnie pojawia się słowo „niebezpieczny”: niebezpieczne miasto, niebezpieczne koncerty, niebezpieczna muzyka, kolorowy fucking madness z młodzieńczą, rock’n’rollową energią i zachowaniami roznoszącymi granice w pył.

Bo w Nowym Jorku lat 80. takie kolorowe rock’n’rollowe szaleństwo mogło się wydarzyć?

Skeptik pokazuje nowojorską opcję na petersburskiej ulicy, po czym mówi, że nie, nie, to się nie wydarzyło. Ale mogło. Gdy w Nowym Jorku grali w podziemnych, prywatnych klubach tworzonych przez zapaleńców pokroju Hilly'ego Kristala z CBGB, rozwalając podczas koncertu wszystko, co się dało, przy krzykach i piskach skaczącej, wijącej się w ekstazie publiczności. Równolegle w Petersburgu grali na scenie rodem z domu kultury, dbając o każdy ciężko zdobyty wzmacniacz, których zawsze było za mało, przy publiczności w ciszy kipiącej ekstazą, której chodzący po sali smutni panowie pozwalali jedynie na siedzące brawa. Gdy w Nowym Jorku kapele szukały menedżerów, by ci szukali kontraktu z wytwórnią dającą płyty i toury zabezpieczone w picie, ćpanie i zwroty za kolejne rozwalone gitary, wtedy w Petersburgu kapele prowadziły negocjacje z urzędnikami decydującymi o występach w klubie rockowym (tym domu kultury), podczas których udowadniały, że ich teksty to tylko żart i w zgodzie z ideologią, a wspólne występy to współpraca doświadczonych z debiutantami na zasadzie wzajemnej pomocy. Jednak gdy w Nowym Jorku muzycy palili i pili, to w Petersburgu robili to samo, w Nowym Jorku szwendali się po West i East Village, w Petersburgu po plaży, mieszkali w tanich czynszówkach, w których robili tłumne imprezy z graniem i używkami, słuchali rocka i łapali w żagle dającą się wyczuć w powietrzu rozpierduchę podobnie, bo, jak widać w Lecie, bez względu na systemy i granice rock’n’roll jest podobny, jest międzynarodowy, a UNDERGROUND wypowiedziane pod każdą szerokością geograficzną brzmi tak samo.

Petersburg, Nowy Jork… takie kolorowe rock’n’rollowe szaleństwo mogło się wydarzyć wszędzie.

 

PS

Kiriłł Sieriebriennikow został zatrzymany przez rosyjskie władze za zdefraudowanie 133 mln rubli i obecnie znajduje się w areszcie domowym… Szkoda, że teraz nie pojawia się Skeptik, by oznajmić nam, że to się naprawdę nie wydarzyło.

Czytaj również:

Popcorn na Nowych Horyzontach Popcorn na Nowych Horyzontach
i
„Jeszcze dzień życia”, reż. Raúl de la Fuente i Damian Nenow, zdjęcie: materiały prasowe NH
Przemyślenia

Popcorn na Nowych Horyzontach

Jan Pelczar

Czy publiczność Nowych Horyzontów widziała już wszystko? Czy widziała za dużo?

Zadawałem sobie to pytanie w środku nocy, tuż po polskiej premierze najnowszego filmu Larsa von Triera. Dom, który zbudował Jack podzielił publiczność w Cannes. We Wrocławiu widzowie w zdecydowanej większości byli zachwyceni. Z wypełnionej po brzegi sali liczącej 566 miejsc przed końcem seansu wyszło 16 osób. Ułamek exodusu z poprzedniego wieczoru i filmu Climax Gaspara Noé. Jedyny zarzut do von Triera to: za mało szokujący. (Po seansie z zabijaniem dzieci, odcinaniem części ciała, duszeniem, zadawaniem śmiertelnych ciosów prosto w głowę). Duński reżyser tylko przepływem krwi i podbijaniem czarnego humoru muzyką (Fame Bowiego, Lennona i Alomara!) idzie w swoim ostatnim dziele po śladach Quentina Tarantino. Przepływ myśli podąża już ścieżką Ingmara Bergmana, który w 100-lecie swoich urodzin jest fetowany na Nowych Horyzontach retrospektywą, wystawą, instalacją i premierą dokumentu o kluczowym dla jego twórczości roku 1957. Von Trier przyznaje w nim, że nikt inny nigdy tak go nie inspirował jak szwedzki mistrz.

Czytaj dalej