Korzenie holenderskiej tolerancji sięgają głęboko. Być może jej źródeł należy szukać w dawnych kalwińskich regułach, według których każdy ma prawo interpretować Biblię na swój sposób. A może w ekonomii, bo handel międzynarodowy wymagał poszanowania inności.
„Według naszego raportu nie istnieje coś takiego jak holenderska tożsamość narodowa” – ogłosiła w 2007 r. Maksyma, królowa Niderlandów, co jednych zachwyciło, innych oburzyło, a na jeszcze innych nie zrobiło wrażenia. Wspomniany raport ekspercki na zlecenie władz miał ustalić, w jaki sposób obywatele kraju się z nim identyfikują. Słowa Maksymy, która sama pochodzi z Argentyny i niderlandzkiego nauczyła się dopiero po ślubie z Wilhelmem Aleksandrem, przywoływano w rozmaitych talk-show i artykułach prasowych, Holendrzy niejeden raz pokłócili się o nie przy domowych stołach. A jest to naród, który kocha dyskutować.
Samo słowo „tolerancja” nie pojawiło się w przemówieniu królowej, pobrzmiewało raczej między wierszami. Monarchini wspominała o holenderskich chłopcach marokańskiego pochodzenia, którzy oprowadzali ją po Marrakeszu, płynnie przechodząc z arabskiego na niderlandzki. Mówiła też o pochodzącej z Turcji Semrze, która po zdanych egzaminach na holenderskiej uczelni zawiesiła w oknie obok siebie turecką i holenderską flagę.
W latach 70. w badaniach Brytyjczyka Christophera Bagleya tolerancja była wymieniona jako jedna z trzech cech definiujących Holendrów według nich samych. Do pozostałych dwóch dojdziemy później, ale dziś badacze są zgodni: cecha, która stała się wizytówką Holendrów na świecie, ma swoje korzenie dużo głębiej niż w ich obecnym multikulturowym społeczeństwie. Żeby zrozumieć fenomen holenderskiej tolerancji, trzeba wyjaśnić nie tylko ten termin, lecz także kilka innych: filary, polder model czy gedoogbeleid.
Módlcie się, ale nie tu
„W kraju, w którym handel międzynarodowy jest podstawowym źródłem przychodów społeczeństwa, jego obywatele stają się tolerancyjni sami z siebie” – przekonuje popularny historyk kultury Herman Pleij. Dodaje, że największym motorem tolerancji w Holandii jest przekonanie mieszkańców o jej pozytywnych skutkach dla ekonomii. Bo politykę traktuje się tam jak biznes.
Badacz przywołuje przykład handlu ponad podziałami religijnymi, gdy w XVI w. w katolickim Vlissingen na tyle ceniono udział protestanckiej mniejszości w lokalnym handlu rybnym, że chroniono ją przed prześladowaniami,