Turystyka dźwiękowa #1 Turystyka dźwiękowa #1
Przemyślenia

Turystyka dźwiękowa #1

Łukasz Komła
Czyta się 4 minuty

David Rothenberg to amerykański klarnecista, kompozytor, profesor filozofii, absolwent Harvardu, a także wykładowca w New Jersey Institute of Technology. Autor wielu interesujących książek, np. Why Birds Sing (2005) i Thousand Mile Song (2008) oraz filmów dokumentalnych, w których opisuje i bada muzykę przez pryzmat świata zwierząt.

W 2014 r. ukazał się niesamowity album Cicada Dream Band nagrany przez Pauline Oliveros, Davida Rothenberga i Timothy’ego Hilla, na którym znalazły się improwizowane nagrania w otoczeniu odgłosów cykad, świerszczy, humbaków, żab i ptaków. Rok później Rothenberg zainicjował w Berlinie projekt skupiający się wyłącznie na śpiewie słowików. Wraz z tureckim eksperymentatorem Korhanem Erelem odbył wycieczki po berlińskich parkach w poszukiwaniu odgłosów tych ptaków, po czym obaj nawiązywali ze słowikami interaktywne porozumienie. Efekty tych niecodziennych zabiegów pojawiły się na płycie Berlin Bülbül (Gruenrekorder, 2015). W kolejnych latach Amerykanin wydał książkę i nakręcił film związany z tym przedsięwzięciem.

Najnowsze i podwójne wydawnictwo Rothenberga Nightingale Cities podsumowuje jego pięcioletnią przygodę z berlińskimi i helsińskimi słowikami. Przy tym projekcie pracowali także inni artyści, których zaprosił Rothenberg (grający na klarnecie basowym, seljefløyte i obsługujący iPada), czyli: Emil Buchholz (bas), Korhan Erel (iPad), Wouter Jaspers (field kit), Lembe Lokk (śpiew), Benedicte Maurseth (hardanger fiddle), Wassim Mukdad (oud), Jay Nicholas (bas elektryczny), Volker Lankow (bęben ramowy), Sanna Salmenkallio (skrzypce), Cymin Samawatie (śpiew) i Ines Theileis (śpiew).

Rothenberg od początku zgłębiał prace niemieckiej ornitolożki Silke Kipper, która od wielu lat bada dźwiękowy aspekt śpiewu słowika i towarzyszące temu różne zawiłości, polegające m.in. na odmiennych tonacjach, jakie wydają z siebie samiec lub samica w różnych okresach życia. Warto mieć na uwadze, że wiosenne miesiące (kwiecień–maj) to doskonały moment na rozpoczęcie obserwacji słowików przylatujących z Afryki. Możemy je spotkać w prawie całej Europie i nie tylko. Śpiew tego ptaka jest niezwykle donośny, urozmaicony i ma dużą skalę tonów. Pierwsza płyta Nightingale Cities jest zapisem „współpracy” z berlińskimi słowikami. Ta część wydawnictwa powstała głównie w dzielnicy Kreuzberg. 13 fragmentów o minimalistycznym zarysie wprowadza w medytacyjny nastrój. Pomagają w tym delikatne partie klarnetu Rothenberga i oniryczny śpiew Lembe Lokk.

Słowicze trele są oczywiście najważniejsze, bo to wokół nich kręci się podmuch improwizowanego powietrza płynącego z instrumentów czy ludzkiego gardła. Niekiedy towarzyszem staje się też dźwięk wygenerowany z iPada. „Słowiki pomogły mi znaleźć idealny dźwięk – opowiada Rothenberg. – Gatunek ludzki ociepla planetę nie do poznania, a to może oznaczać koniec naszego panowania nad tym miejscem. Nadal jednak są chwile, w których ludzie mogą dotykać przyrody poprzez dźwięki rozgrywające się wokół nas, choćby tworząc muzykę wraz ze słowikami”.

Druga płyta z tego zestawu w całości poświęcona jest helsińskim słowikom i współpracy z tamtejszymi muzykami. Tutaj z kolei w przeważającej części materiału Rothenberg sam nawiązuje dialog z ptakami – robiąc to za pomocą klarnetu lub klarnetu basowego, iPada oraz tradycyjnego norweskiego fletu seljefløyte (w wolnym tłumaczeniu: gwizdek na foki). Zdarza się, że do słowiczego świata artysta przemyca jazzową, bluesową i orientalną frazę.

Trudno rozpatrywać Nightingale Cities w kategoriach czystego field recordingu, gdyż nie o taką filozofię dźwięku chodziło Rothenbergowi. Amerykańskiego kompozytora bardziej interesuje żywy kontakt z przyrodą niż skupianie się na dokumentalistyce. Być może będzie to zbyt daleko idąca paralela, ale wydaje się, iż działania Rothenberga są bliskie twórczości Luca Ferrariego (1929–2005). W kontekście Nightingale Cities przypomniał mi się wznowiony dwa lat temu album francuskiego kompozytora Hétérozygote/Petite symphonie. Szczególnie wiążę Nightingale Cities z ideą Petite symphonie. Ferrari tym nagraniem wyraził swój zachwyt nad zachodem słońca, w czasie pobytu w górach, gdzie na szlaku spotkał pasterza, a ten mu odpowiedział: „Nigdy się nie nudzę, bo wsłuchuję się w krajobraz. Czasami gram na flecie i wówczas nasłuchuję echa, które mi odpowiada”. Podobnie jest ze śpiewem słowika, nie ma w nim powtórzeń, przewidywalności i ustalonej z góry linii melodycznej, więc nie ma tu mowy o nudzie.

Nightingale Cities wyśmienicie zaciera granice między przyrodą a człowiekiem oraz skłania do głębokiej refleksji nad kondycją ludzkości. Rothenberg swoimi muzycznymi działaniami kreuje wyabstrahowaną rzeczywistość, tym samym zaprasza nas do budowania symbiozy ze światem będącym na wyciągnięcie ręki. Dla jednych natura jest cennym źródłem doświadczeń, dla innych – i niestety większości z nas – pozostaje zbędnym dodatkiem. Śpieszmy się słuchać przyrody, która nieustannie wysyła wyraźne sygnały. David Rothenberg doskonale rozkodował i udźwiękowił ten przekaz.

 

Czytaj również:

Ćwierkać, świstać i pimpilić Ćwierkać, świstać i pimpilić
i
ilustracja: Daniel Mróz, rysunek z archiwum nr 441/1953 r.
Wiedza i niewiedza

Ćwierkać, świstać i pimpilić

Olga Drenda

Jak wymierają niektóre języki ludzkie, tak umiera też śpiew wielu ptaków wypieranych przez bardziej agresywne i lepiej dostosowane do życia w zurbanizowanej przez człowieka przestrzeni. Tymczasem rozróżnianie tego śpiewu, choć jest sztuką trudną i pracochłonną, może także stać się wspaniałą pasją życiową.

Królik-królik – usłyszałam pewnej nocy zza okna, na tyle dobitnie, że tajemniczy głos wyrwał mnie ze snu. Złapałam za kartkę i ołówek, które nauczyłam się już wtedy trzymać na stoliku na wypadek zapisania niespodziewanego pomysłu, a rano, po przebudzeniu, zaczęłam śledztwo w Internecie. Nie znalazłam odpowiedzi, jaki ptak mówi królik, więc postanowiłam zmienić metodę i skupić się na odsłuchiwaniu nagrań ptasich głosów. Któreś z kolei potwierdziło, że miałam do czynienia z samicą puszczyka. Gdybym była przesądna, przejęłabym się („Gdy się puszczyk drze, to się djabły radują” – takie przysłowie przytacza etnograficzny przewodnik Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach ludu polskiego, dodając, że w Niemczech nazywają tego uroczego przecież ptaka Totenvogel, czyli ptak zmarłych). Zamiast tego jednak zainteresowałam się głosami ptaków i tym, jak je zapisać. Przewodniki, z których korzystałam, mówiły bowiem, że pani puszczykowa pohukuje jednak nie królik, lecz kjuwit.

Czytaj dalej