W tej odsłonie cyklu wędrujemy do świata repetytywnych harmonii zawieszonych w bezczasie, które powstały z fascynacji indonezyjską kulturą gamelanów. A w tym przypadku za sprawą nowej płyty australijskiego perkusisty i eksperymentatora Willa Guthriego pt. Nist Nah. Jednocześnie tytuł albumu jest również nazwą perkusyjno-gamelanowego ensemble’u przez niego założonego.
Artysta zaistniał w szerszej świadomości australijskich odbiorców muzyki jazzowej / improwizowanej po tym, jak w 1997 r. zdobył National Jazz Awards w ramach Wangaratta Festival of Jazz & Blues. W kolejnych latach muzyk rozwijał swój indywidualny język, czerpiąc z różnorodnych estetyk; zaczynając od elektroniki przez noise aż po rozmaite techniki elektroakustyczne. Na dłuższy czas Guthrie odciął się od tradycyjnego postrzegania zestawu perkusyjnego na rzecz wspomnianych eksperymentów. Po latach jednak powrócił do gry na bębnach, ale już z bagażem innych doświadczeń i inspiracji płynących m.in. z brzmień gamelanów, gongów, mis czy innych instrumentów perkusyjnych. Słychać też w jego twórczości wpływy choćby indyjskiej muzyki karnatackiej.
Guthrie od wielu lat mieszka we Francji, gdzie współtworzy grupę Nist Nah z takimi instrumentalistami jak Prune Bécheau, Charles Dubois, Camille Emaille, Stéphane Garin, Carla Pallone, Mark Lockett i Arno Tukiman. Kompozycje pochodzące z Nist Nah nie są próbą odmalowania kulturowych pejzaży w obrębie tzw. world music, wręcz przeciwnie – to poszerzanie pola percepcji. Guthrie podróżując po Indonezji, zachwycił się szczególnie jawajskimi gamelanami we wschodniej części tej wyspy – artysta wspomina o transowym tańcu Jathilan i dworskiej odsłonie tychże instrumentów, a także o balijskim twórcy Dewie Alicie i jego formacji Gamelan Salukat.
Guthrie dokonuje swoistej trawestacji na Nist Nah, wyrażając to za pośrednictwem sześciu utworów, które przelewają się z ciszy, spokoju i brzmieniowej głębi do nieco bardziej ekspresyjnych form choćby w Lit 1+2. Australijski perkusista łączy tu także kulturę gamelanów z muzyką eksperymentalną czy swobodną improwizacją, ale czyni to wraz z przyjaciółmi w niezwykle intrygujący sposób. Wyrafinowana i minimalistyczna rytmika – momentami przypominająca odgłosy wydawane przez cykady – zatopiona w gęstniejących plamach ambientu, jak w Catlike czy Elders, działa jak neuroprzekaźniki podpięte pod stany medytacyjne. W Moy Moy czuć oddychającą perkusję Guthriego, a wraz z nią różne jej elementy i krążącą w powietrzu mozaikę brzmień. Ponad siedemnastominutowy Kebogiro Glendeng wydaje się kwintesencją tego wydawnictwa – pulsujące gamelany z częstotliwością dość szybko spadających kropli dźwięków rozpadających się na niezliczoną ilość odrębnych faktur.
Nist Nah harmonizuje otoczenie, wypędza złą energię, zabiera w wir transu i medytacji, więc czego chcieć więcej?