
Być może ta historia wyda się Wam nieprawdopodobna, ale właśnie tak było. Naprawdę. Przedstawiamy opowiadanie wybitnego twórcy z RPA.
– Lamparty? – zaczął Schalk Lourens. – O tak, po tej stronie Limpopo są dwie odmiany. Główna różnica między nimi polega na tym, że jeden rodzaj ma trochę więcej cętek niż drugi. Ale kiedy człowiek niespodziewanie spotyka lamparta na veldzie [południowoafrykańskim stepie – przyp. tłum.], rzadko się trudzi liczeniem cętek, aby sprawdzić, która to odmiana. Nie jest mu to do niczego potrzebne, ponieważ przy wszystkich rodzajach lampartów stosuje się jeden rodzaj ucieczki: ten najszybszy.
Pamiętam, jak raz niespodziewanie natknąłem się na lamparta. Do dziś nie wiem, ile miał cętek, choć miałem mnóstwo czasu, żeby mu się przyjrzeć. Zdarzyło się to około południa, byłem wtedy na dalekim końcu mojej farmy, za pagórkiem, i szukałem zbłąkanych krów. Pomyślałem, że mogły się schować w cieniu rozłożystej akacji, zwłaszcza że było tam dużo miękkiej trawy, na której miło się siedzi. Mniej więcej przez godzinę szukałem ich właśnie w ten sposób, to znaczy oparty plecami o pień drzewa, po czym wpadłem na pomysł, że równie dobrze, a może nawet lepiej, będzie mi się