W cieniu akacji
i
"Śpiący lampart", George Stubbs, 1777 r., The Yale University/Rawpixel (domena publiczna)
Doznania

W cieniu akacji

Herman Charles Bosman
Czyta się 8 minut

Być może ta historia wyda się Wam nieprawdopodobna, ale właśnie tak było. Naprawdę.

Lamparty? – zaczął Schalk Lou­rens. – O tak, po tej stronie Limpopo są dwie odmiany. Główna różnica między nimi polega na tym, że jeden rodzaj ma trochę więcej cętek niż drugi. Ale kiedy człowiek niespodziewanie spotyka lamparta na veldzie [południowoafrykańskim stepie – przyp. tłum.], rzadko się trudzi liczeniem cętek, aby sprawdzić, która to odmiana. Nie jest mu to do niczego potrzebne, ponieważ przy wszystkich rodzajach lampartów stosuje się jeden rodzaj ucieczki: ten najszybszy.

Pamiętam, jak raz niespodziewanie natknąłem się na lamparta. Do dziś nie wiem, ile miał cętek, choć miałem mnóstwo czasu, żeby mu się przyjrzeć. Zdarzyło się to około południa, byłem wtedy na dalekim końcu mojej farmy, za pagórkiem, i szukałem zbłąkanych krów. Pomyślałem, że mogły się schować w cieniu rozłożystej akacji, zwłaszcza że było tam dużo miękkiej trawy, na której miło się siedzi. Mniej więcej przez godzinę szukałem ich właśnie w ten sposób, to znaczy oparty plecami o pień drzewa, po czym wpadłem na pomysł, że równie dobrze, a może nawet lepiej, będzie mi się

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Król Lew
i
"Smutny lew", Nina Torr, 2014 r.
Marzenia o lepszym świecie

Król Lew

Iza Klementowska

W tej opowieści są potężni przodkowie, zły brat ojca, spiski i zdrady, powstanie i upadek imperium. Nie dzieje się ona jednak w bajkowej krainie zwierząt, lecz na ziemiach wzdłuż Limpopo, które dziś nazywamy Mozambikiem. I jak to bywa z prawdziwymi historiami z czasów europejskich podbojów kolonialnych – kończy się tragicznie.

Afryka” przybija do brzegu Cacilhas 13 marca 1896 roku. Po drugiej stronie Tagu leży Lizbona. Zainteresowanie jest tak duże, że kapitan decyduje się pozostać na razie tutaj. Podpływają inne frachtowce, łódki, żaglówki, a nawet małe szalupy. Każdy chce zobaczyć tę „bes­tię”. Każdy chce zobaczyć ten „koszmar kolejnych rządów”. Tak nazywają go liz­bońskie gazety już od kilku miesięcy. Po paru następnych fabryka Pampulha będzie sprzedawać ciasteczka „Gungun­hana”, bar w Areeiro przekąski „Gungunha­na”, a sklepiki i lizbońskie kioski pocztówki „Gungunhana”. Powstaną wiersze i poematy.

Czytaj dalej