W płomień za syna W płomień za syna
i
zdjęcie: Radosław Palonka
Doznania

W płomień za syna

David Treuer
Czyta się 15 minut

Odżibueje kochają dzieci bezwzględnie. Uczą je odwagi i panowania nad sobą, rozpieszczają, a gdy muszą przywołać potomka do porządku, robią to, używając… nogi ducha. Amerykańskie władze zrobiły w przeszłości wiele, by te silne więzi osłabić i w ten sposób rozwiązać „problem indiański”.

Dustin Burnette, Indianin z Leech Lake, miał równie trudne dzieciństwo jak Weise. Razem ze starszą siostrą i młodszym bratem wychowywał się na południe od Cass Lake pod opieką matki, bo ojciec właściwie od nich odszedł. Owszem, pojawiał się czasem w domu, ale w gruncie rzeczy jakby go nie było.

– Dzieciństwo spędziłem tutaj – mówi Dustin, wskazując niewielki domek wciśnięty między pole golfowe Sand Trap i tartak. Dom stoi 100 jardów od południowej granicy miasta Cass Lake. W okolicy jest jeszcze kilkanaście domów. – Doszło tu do dwóch morderstw – dodaje. – Ale ja już tutaj wtedy nie mieszkałem.

Bo wcześniej rozsypało mu się życie.

Jest Indianinem, w dzieciństwie jednak nic to dla niego nie znaczyło.

– Nie słyszeliśmy języka odżibuejskiego i nie braliśmy udziału w żadnych odżibuejskich obrzędach. Były tylko alkohol, przemoc, praca i powwow [zebranie, zjazd­ plemienny lub międzyplemienny, często połączony ze śpiewem i tańcem – przyp. red.].

Ma bardzo jasną skórę, okrągłą przyjazną twarz i jasnokasztanowe włosy.

– Tak, poznałem wyłącznie złe strony bycia Indianinem, nic dobrego. Psuły mi się zęby, byłem niestabilny emocjonalnie, wpadłem w alkoholizm i tak dalej. W dzieciństwie nie dostałem od życia nic więcej. Tak wyglądało dla mnie indiańskie życie i mieszkanie w rezerwacie.

Gdy skończył szesnaście lat, umarła jego matka: miała tętniaka.

Rozbolała ją głowa, a następnego dnia już nie żyła.

– Nie piłem przed jej śmiercią. Mo­że raz. Pamiętam, że umarła w dzień id marcowych. Pamiętam to dobrze, bo miesiąc wcześniej grałem Juliusza Cezara w klasowym przedstawieniu. Mój współlokator ciągle się z tego śmieje. On grał Brutusa. Cudownie. Ironia losu, co? Matka słusznie się wkurzyła, bo użyłem jednego z jej prześcieradeł na kostium, a potem całe było pomazane na czerwono flamastrami, że to niby krew, że mój współlokator dźgnął mnie w plecy. Świetnie się bawiliśmy. Ale śmierć

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Między światami Między światami
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum nr 731/1959
Opowieści

Między światami

Radosław Palonka

Historia Indian Ameryki Północnej jest o wiele bardziej złożona i barwna, niż mogłoby się wydawać. Jak dawniej wyglądało życie rdzennych mieszkańców tego kontynentu, jeszcze przed przybyciem Europejczyków? I czy dzisiejsi Indianie wciąż mają łączność z tradycją?

Historia Ameryki nie zaczyna się wcale wtedy, gdy Krzysztof Kolumb przybył do Nowego Świata, ale swoimi korzeniami sięga dużo głębiej. Od tego momentu jednak Indianie pojawiają się w świadomości Europejczyków i zaczyna się ich walka o przetrwanie, ale i swego rodzaju kariera, jako „szlachetnych dzikusów”. Przyzwyczai­liśmy się także do traktowania wszystkich Indian przez pryzmat dzielnych Apaczów i Siuksów, romantycznych wojowników pomalowanych w barwy wojenne. Tymczasem prawda jest dużo ciekawsza i niesamowicie złożona. Musimy przede wszystkim pamiętać, że tubylcza ludność Ameryki nigdy nie stanowiła jednorodnej grupy. Podobnie jak wówczas, gdy Kolumb przybył do Nowego Świata, tak i teraz po stuleciach trudnej historii Indianie dzielą się na wiele plemion, rodów i grup językowych. Przyjmuje się, że w momencie dotarcia Europejczyków do Ameryki Północnej żyło tam przynajmniej kilka milionów jej rdzennych mieszkańców. Dziś ich liczba ponownie zbliża się do tej wartości: dane ze spisu powszechnego z 2010 r. (mogą być mocno niedoszacowane) mówią, że w samych Stanach Zjednoczonych mieszka 5,2 mln osób pochodzenia tubylczego, w tym prawie 3 mln pełnej krwi Indian. To przynajmniej 1,7% amerykańskiego społeczeństwa. Rdzenni Amerykanie należą aż do 570 plemion uznawanych przez rząd federalny oraz Biuro ds. Indian.

Czytaj dalej