Odżibueje kochają dzieci bezwzględnie. Uczą je odwagi i panowania nad sobą, rozpieszczają, a gdy muszą przywołać potomka do porządku, robią to, używając… nogi ducha. Amerykańskie władze zrobiły w przeszłości wiele, by te silne więzi osłabić i w ten sposób rozwiązać „problem indiański”.
Dustin Burnette, Indianin z Leech Lake, miał równie trudne dzieciństwo jak Weise. Razem ze starszą siostrą i młodszym bratem wychowywał się na południe od Cass Lake pod opieką matki, bo ojciec właściwie od nich odszedł. Owszem, pojawiał się czasem w domu, ale w gruncie rzeczy jakby go nie było.
– Dzieciństwo spędziłem tutaj – mówi Dustin, wskazując niewielki domek wciśnięty między pole golfowe Sand Trap i tartak. Dom stoi 100 jardów od południowej granicy miasta Cass Lake. W okolicy jest jeszcze kilkanaście domów. – Doszło tu do dwóch morderstw – dodaje. – Ale ja już tutaj wtedy nie mieszkałem.
Bo wcześniej rozsypało mu się życie.
Jest Indianinem, w dzieciństwie jednak nic to dla niego nie znaczyło.
– Nie słyszeliśmy języka odżibuejskiego i nie braliśmy udziału w żadnych odżibuejskich obrzędach. Były tylko alkohol, przemoc, praca i powwow [zebranie, zjazd plemienny lub międzyplemienny, często połączony ze śpiewem i tańcem – przyp. red.].
Ma bardzo jasną skórę, okrągłą przyjazną twarz i jasnokasztanowe włosy.
– Tak, poznałem wyłącznie złe strony bycia Indianinem, nic dobrego. Psuły mi się zęby, byłem niestabilny emocjonalnie, wpadłem w alkoholizm i tak dalej. W dzieciństwie nie dostałem od życia nic więcej. Tak wyglądało dla mnie indiańskie życie i mieszkanie w rezerwacie.
Gdy skończył szesnaście lat, umarła jego matka: miała tętniaka.
Rozbolała ją głowa, a następnego dnia już nie żyła.
– Nie piłem przed jej śmiercią. Może raz. Pamiętam, że umarła w dzień id marcowych. Pamiętam to dobrze, bo miesiąc wcześniej grałem Juliusza Cezara w klasowym przedstawieniu. Mój współlokator ciągle się z tego śmieje. On grał Brutusa. Cudownie. Ironia losu, co? Matka słusznie się wkurzyła, bo użyłem jednego z jej prześcieradeł na kostium, a potem całe było pomazane na czerwono flamastrami, że to niby krew, że mój współlokator dźgnął mnie w plecy. Świetnie się bawiliśmy. Ale śmierć