Próba znalezienia idylli na ziemi ma długą tradycję w historii ludzkości, ale nie o człowieczej szczęśliwości będzie ten tekst. Popatrzmy na ziemię obiecaną z innej niż ludzka perspektywy.
Parę lat temu poczułam niczym nieuzasadniony pociąg do krów. Nieuzasadniony, bo nie znałam osobiście żadnej krowy. Nie mieszkałam na wsi, więc kontakt z tymi zwierzętami miałam sporadyczny. To nagłe zainteresowanie nimi próbowałam wytłumaczyć sobie na różne sposoby, np. tym, że mój dziadek był weterynarzem i zajmował się krowami na Podlasiu. Co prawda zmarł, gdy miałam dwa lata, więc nie zdążył mi osobiście niczego przekazać, ale może zadziałała ukryta siła genów?
Uczucie było na tyle silne, że przy okazji wizyty na warmińskiej wsi podzieliłam się z mieszkającą tam przyjaciółką pragnieniem, że chciałabym poznać się z jakimiś krowami, mieć z nimi kontakt, może nawet nauczyć się doić. Na spełnienie marzeń nie musiałam długo czekać. Przyjaciółka wysłała mnie po odbiór serów do gospodarza, który miał stado krów i od lat zajmował się wyrobem serów – jak to dziś byśmy podkreślili – rzemieślniczych.
Przy odbieraniu serów śmiało zaczęłam wypytywać o krowy i szybko złożyłam propozycję, że chętnie pomogę przy zwierzętach i nauczę się doić. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co to w ogóle znaczy.
Dobrostan
Gospodarz przystał na to. Był samotnym człowiekiem ze stadem, codzienna praca przy nim była niemal ponad jego siły. To, co jeszcze przed chwilą wydawało się mglistą wizją, naraz stało się faktem. Miałam zajmować się krowami, nauczyć się doić, pomagać przy produkcji serów. Spotkanie tych istot odmieniło moje życie, przekierowało je na inne tory. Przedstawię wam sylwetki kilku krowich dam, które miałam okazję