Wojna bez końca
Przemyślenia

Wojna bez końca

Dariusz Kuźma
Czyta się 5 minut

Gdyby świat nie był tak zafascynowany kolejnymi przebojowymi anglojęzycznymi produkcjami telewizyjnymi i streamingowymi (z których wiele rozczarowuje ostatecznie płytkością myśli i spojrzenia), wiedziałby, że poza Ameryką i Wielką Brytanią też trwa „złota epoka serialu”.

Twórcy europejscy odkrywają co rusz nowe możliwości gatunku, jakim jest kryminał. Filmowcy z Azji tworzą odważne i oryginalne hybrydy gatunkowe. W Ameryce Południowej telenowelowa i sensacyjna komercja miesza się z polityczną i społeczną głębią – aż trudno oderwać wzrok. Jedną z globalnych stolic jakościowego serialu jest także Izrael, którego najlepsze produkcje Amerykanie przerabiają, przepakowują i sprzedają jako swoje. Tak wielowymiarowi Więźniowie wojny przeszli metamorfozę w nastawiony na akcję i atrakcję Homeland, a o istnieniu pierwowzoru wie dziś relatywnie mało widzów. Do katalogu Netflixa trafił właśnie When Heroes Fly, kolejny wyśmienity izraelski dramat wyprodukowany przez Keshet. Obejrzyjcie, zanim świat zacznie zachwycać się zwiastunami przygotowywanego amerykańskiego remake’u.

When Heroes Fly to opowieść o czterech żołnierzach, którzy wrócili z drugiej wojny libańskiej z obrażeniami fizycznymi i głowami wypełnionymi zintensyfikowanymi obrazami wybuchów, krzyków i własnego strachu. Wszyscy zaznali jakiejś formy PTSD, zespołu stresu pourazowego, lecz nie każdy umiał poradzić sobie z tkwiącymi w podświadomości demonami. Jeden znalazł ukojenie w strzykawkach, inny – mimo lat spędzonych na wizytach u psychiatry – nigdy nie wrócił w pełni z wojny, zamieniając życie kochających go kobiet w piekło. Jedenaście lat później, gdy łączące ich niegdyś braterskie więzy wydają się wyłącznie wspomnieniem, los prezentuje im ostatnią szansę na pojednanie. Okazuje się, że siostra jednego z nich i zarazem eksdziewczyna drugiego, uznawana przez lata za zmarłą, żyje najprawdopodobniej w odległej kolumbijskiej dżungli jako wyznawczyni na poły mitycznego kultu. Czwórka złamanych wojenną traumą mężczyzn spotyka się więc po raz pierwszy od lat w Ameryce Południowej. Zawieszają na ramionach broń i wyruszają na poszukiwania.

Brak imion i ksywek głównych postaci oraz ograniczenie informacji o fabule wynikają z faktu, iż When Heroes Fly tak skutecznie przeskakuje z konwencji w konwencję i tak zmyślnie bawi się percepcją widza – najlepiej więc rzeczywiście podejść do izraelskiego serialu z głową wolną od różnorakich przyzwyczajeń i oczekiwań. Dość napisać, że w pierwszym odcinku pojawiają się sceny absolutnego emocjonalnego horroru, gdy niepotrafiący zgładzić wewnętrznych demonów bohater miota się desperacko po pokoju, próbując zagłuszyć krzykiem rozsadzające głowę myśli, a inny z pustym wzrokiem wyjaśnia przypadkowo poznanej dziewczynie, że jest śmiertelnie chory. W kolejnych mamy do czynienia zarówno ze scenami akcji – strzelaniny, pościgi, operacje policyjne – jak i fragmentami komediowymi, gdy mężczyźni przypominają sobie stopniowo, że byli kiedyś najlepszymi przyjaciółmi i zaczynają się przekomarzać. Do głosu dochodzą też często męskie ego i testosteron, ale przede wszystkim ułomność ludzkiej natury. Każdy z bohaterów będzie musiał w trakcie tej dziesięcioodcinkowej odysei stawić czoła swoim największym lękom.

Innymi słowy, When Heroes Fly jest serialem o dwóch obliczach. Pierwsze z nich, stricte gatunkowe, oparte na schematycznym efekciarstwie i zwrotach akcji, zostało zrealizowane nad wyraz solidnie, ale twórcom nie udało się uniknąć pewnych typowych problemów, wliczając w to szereg naciąganych sytuacji posuwających fabułę do przodu. Drugie zaś, psychologiczne, rządzi się niejednoznacznością, stawia pytania bez dawania konkretnych odpowiedzi, skupia uwagę na skomplikowanych relacjach między postaciami, zarówno tymi głównymi, jak i drugoplanowymi. Z każdym odcinkiem dowiadujemy się coraz więcej o przeszłości czwórki bohaterów, kim byli, zanim zmienili się w chodzące wraki, ale poznajemy również inne postacie – ludzi z równie wielkimi emocjonalnymi traumami: eksnarkomankę znającą wstyd upodlenia, brawurową policjantkę żyjącą w cieniu rodzinnej tragedii, byłego żołnierza, który zobaczył na wojnie tak dużo, że postanowił odciąć się od wspomnień i stworzył sobie alternatywną rzeczywistość, w której może do woli karmić się pięknymi iluzjami.

Autor serialu, Omri Givon (napisał i wyreżyserował wszystkie odcinki), bawi się w dynamiczne sceny akcji i atrakcji głównie dlatego, że musi, bo tego wymaga dzisiaj szeroka międzynarodowa widownia. Interesuje go jednak przede wszystkim ludzkie wnętrze. Bo When Heroes Fly to serial o ludziach w taki czy inny sposób złamanych, którzy mają na tyle odwagi i samozaparcia, by spróbować jeszcze powalczyć o zmiany. O wojnie i każdym zbrojnym konflikcie, który zamienia ludzi w żywe trupy, niezdolne, by znaleźć dla siebie miejsce w społeczeństwie. Opowieść o mężczyznach odnajdujących wsparcie w braterstwie i przyjaźni, a także w przyznawaniu się do własnych paraliżujących słabości. Także o niezależnych kobietach, które dodają im sił. Oraz o takich pięknych i ważnych, aczkolwiek szalenie strywializowanych przez kulturę masową koncepcjach, jak heroizm, męstwo czy przebaczenie. Jeśli lubicie jakościowe seriale z głębią, nie pozwólcie When Heroes Fly zniknąć w przepastnej bibliotece Netflixa. Tak po prostu.

 

Czytaj również:

Szukając Szukalskiego
Przemyślenia

Szukając Szukalskiego

Jakub Popielecki

„Michał Anioł XX wieku” – mówi ktoś. „Jego mózg to największe osiągnięcie zeszłego stulecia” – dodaje ktoś inny. Sam zainteresowany raczej by nie oponował. „Trudno o tak wielką megalomanię nawet u megalomaniaków” – słyszymy przecież z ekranu. A jednak Stanisław Szukalski – bo o nim mowa – pozostaje zaledwie przypisem historii sztuki XX wieku. Dokument Ireneusza Dobrowolskiego Walka: Życie i zaginiona twórczość Stanisława Szukalskiego przypomina o postaci zmarłego w 1987 r. rzeźbiarza.

Urodził się w Polsce, dzieciństwo spędził w Ameryce, studiował w Krakowie, potem jeszcze kilkakrotnie lawirował między tymi dwoma krajami. Jego biografia jest wystarczająco pojemna, by objąć co najmniej trzy życiorysy, a rzeźbiarski talent to tylko wierzchołek góry lodowej geniuszu, ambicji i ego. W podstawówce wynalazł własny alfabet. W latach 20. pozował na narodowego wieszcza, fantazjując o polskiej mitologii i historii. Po wojnie wysnuł pseudonaukową teorię tłumaczącą pochodzenie ludzkości oraz rozwój języków i kultur za pośrednictwem Wyspy Wielkanocnej i potwora yeti. Za młodu próbował w Polsce rozkręcić radykalny nacjonalistyczny ruch, na starość obracał się w środowisku amerykańskich undergroundowych komiksiarzy i liberałów. Nic dziwnego, że w cytowanych powyżej porównaniach wciąż rzuca się go na szalę z całym XX wiekiem: jest tu i modernistyczny duch, i burzliwe dwudziestolecie, i horror wojny, i szalone lata 70.

Czytaj dalej