Zaciśnięte pięści, podniesione głowy Zaciśnięte pięści, podniesione głowy
i
zdjęcie: Mattia Faloretti/Unsplash
Opowieści

Zaciśnięte pięści, podniesione głowy

Piotr Żelazny
Czyta się 13 minut

Czarnoskórzy zapamiętają rok 2020 nie tylko z powodu koronawirusa, ale także – a może przede wszystkim – za sprawą ruchu Black Lives Matter. Opór wobec brutalności policji na tle rasistowskim zaczęli stawiać zarówno zwykli obywatele, jak i znani sportowcy.

„Zajmij się sportem, na tym przynajmniej się znasz” – słyszały kolejne pokolenia sportowców, którzy podnosili głowę i wypowiadali się na temat nierówności społecznych i rasowych, którzy wychodzili z roli dostarczycieli rozrywki i wchodzili w buty aktywistów, domagając się sprawiedliwości. Ten krzyk strofujący sportowców stał się jeszcze wyraźniejszy, gdy pojawiły się media społecznościowe, a każdy „wiedzący lepiej” zyskał głos i platformę wypowiedzi. #Shutupanddribble, czyli „Zamknij się i kozłuj” – kliknięcie hashtagu przenosi nas w świat białych suprematystów, skrajnych prawicowców, faszystów afiszujących się ze swoimi poglądami. Ruch Black Lives Matter („Życie czarnych jest ważne”) oraz protesty, które z niesamowitą siłą wybuchły w maju 2020 r. po zamordowaniu przez policję George’a Floyda, spowodował, że czarnoskórzy sportowcy podnieśli głowę i zaczęli stawiać opór.

Punktem kulminacyjnym był moment, kiedy drużyna NBA Milwaukee Bucks odmówiła wyjścia na parkiet przed zaplanowanym meczem z Orlando Magic. Był to pierwszy taki przypadek w historii amerykańskiego sportu. W ślad koszykarzy poszli piłkarze i piłkarki. Mecze odwołano też w lidze hokejowej.

Działo się to po 26 sierpnia. Dzień wcześniej policja w mieście Kenosha strzeliła siedem razy w kierunku odwróconego plecami 29-letniego Afroamerykanina Jacoba Blake’a – na oczach siedzących na tylnym siedzeniu samochodu jego trzech synów. Blake nie był świętoszkiem. Od lipca ciążył na nim nakaz aresztowania za napaść na tle seksualnym. Sprawę zgłosiła wtedy na policję jego była partnerka, matka ich dzieci. To ona tamtego feralnego sierpniowego dnia zadzwoniła pod 911, gdy Blake pojawił się w jej domu, wziął kluczyki do jej samochodu i nie chciał ich oddać. Według jednych źródeł Blake był uzbrojony w nóż, według innych – nóż leżał tylko na podłodze w aucie. Z siedmiu strzałów cztery trafiły w plecy mężczyzny, powodując paraliż od pasa w dół.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Różnice między tymi sprawami są bezdyskusyjne. Floyd nie stawiał oporu, złamał prawo, płacąc fałszywym banknotem, czego nawet mógł być nieświadomy. Został uduszony przez policjanta, który przez blisko dziewięć minut klęczał na jego szyi. Moment na kolejne bestialskie potraktowanie czarnoskórego przez policję – nawet przestępcy – był dramatycznie zły. Od kilku miesięcy w Stanach wrzało, a ludzie wychodzili na ulicę protestować przeciwko brutalności funkcjonariuszy. Dochodziło do zamieszek. W Portland sytuacja była na tyle poważna, że do centrum miasta wkroczyło wojsko.

Gdy film ze strzelającym siedem razy w plecy Blake’a policjantem pojawił się w Internecie, do Kenoshy zaczęli zjeżdżać zarówno protestujący zwolennicy Black Lives Matter, jak i biali suprematyści w czerwonych czapeczkach z napisem „Make America Great Again” („Niech Ameryka znów będzie wielka”). Jeden z nich, 17-letni Kyle Rittenhouse, który nielegalnie przewiózł przez granicę stanów karabin AR-15, podczas zamieszek i panującego w mieście chaosu zabił dwie osoby. Na nagraniach widać, jak Rittenhouse chce się oddać w ręce policji, podchodzi do radiowozu, a tłum krzyczy, że przed chwilą mężczyzna strzelał do ludzi. Policjanci mijają go jednak bez reakcji. Został aresztowany dopiero następnego dnia nad ranem, w swoim domu, do którego dotarł bez najmniejszych przeszkód. Zestawienie tej historii z zachowaniem policji wobec czarnoskórych z ostatnich lat i miesięcy było szokujące i podziałało jak gaszenie pożaru benzyną.

Koszykarze mówią „nie”

Kenosha leży w stanie Wisconsin, podobnie jak Milwaukee, z którego pochodzi drużyna Bucks. Koszykarze zdecydowali o bojkocie meczu z Orlando dosłownie na chwilę przed jego rozpoczęciem – mniej niż cztery minuty przed początkową syreną. Wiceprezes Bucks Alex Lasry napisał na Twitterze: „Są rzeczy ważniejsze niż koszykówka. Dzisiejszy manifest naszych zawodników i naszej organizacji świadczy o tym, że mamy dość. Wystarczy. Musi nastąpić zmiana. Jestem niesamowicie dumny z chłopaków i mają oni 100% naszego wsparcia. Jesteśmy gotowi im pomóc i wprowadzać zmianę”.

Na wieczór 26 sierpnia zaplanowane były jeszcze dwa inne mecze NBA. Szybko pojawiły się plotki, że koszykarze Rockets, Thunder, Lakers i Trail Blazers też dołączą do protestu, ale zanim te pogłoski zdążyły się potwierdzić, do akcji wkroczyło szefostwo ligi. Ogłoszono, że mecze zostaną przełożone. Tweet największej gwiazdy NBA i Lakers, LeBrona Jamesa, który napisał z wciśniętym Caps Lockiem: „FUCK THIS MAN!!!! WE DEMAND CHANGE. SICK OF IT” prawdopodobnie taką decyzję tylko przyspieszył.

Z powodu pandemii NBA rozgrywała tegoroczne play-offy w tzw. bańce. Koszykarze wszystkich zespołów zostali odizolowani w Walt Disney World Resort na Florydzie, każda drużyna miała do swojej dyspozycji piętro w wybranym hotelu na terenie tego gigantycznego parku rozrywki. Sportowcy mogli korzystać z siłowni, basenów i pól golfowych rozsianych po królestwie Myszki Miki. Mecze, oczywiście bez udziału publiczności, rozgrywano na parkietach ESPN Wide World of Sports Complex. Pomysł zamknięcia koszykarzy w bańce wywoływał wielkie dyskusje. Około 75% zawodników NBA to czarnoskórzy. Wielu czuło, że izolacja w luksusowych warunkach podczas protestów spod znaku Black Lives Matter nie jest w porządku. Ich bracia, siostry, przyjaciele oraz znajomi wychodzą przecież właśnie na ulicę, by sprzeciwić się systemowemu rasizmowi i brutalności policji wobec mniejszości. Dwight Howard, doświadczony 34-letni środkowy Lakers, który podpisał kontrakt, by w końcu sięgnąć po tytuł, mówił: „Niczego bardziej nie pragnę, niż po raz pierwszy zdobyć mistrzostwo NBA, ale jedność mojej społeczności byłaby jeszcze większym mistrzostwem. To zbyt piękna wizja, by z niej teraz rezygnować”.

Howard uważał, że powrót koszykarzy na parkiet, i w ogóle różnych zawodników do sportu, ponieważ w tym samym kompleksie sezon kończyli również piłkarze i piłkarki, odciągnie uwagę od protestów po śmierci Floyda. Ostatecznie jednak się ugiął i pojechał na Florydę. Prawdopodobnie w podjęciu decyzji pomógł fakt, że szefowie ligi, robiąc wszystko, by koszykarze nie bojkotowali rozgrywek i by nie przepadły lukratywne umowy sponsorskie oraz telewizyjne, pozwolili sportowcom manifestować poparcie dla ruchu Black Lives Matter.

Na strojach zawodników pojawiły się więc hasła nawiązujące do walki z systemowym rasizmem. Inna sprawa, że koszykarze nie dostali całkowicie wolnej ręki w przystrajaniu koszulek. Liga zatwierdziła kilka sloganów, spośród których mogli wybierać. Były wśród nich: „I can’t breathe” („Nie mogę oddychać” – słowa Erica Garnera, uduszonego przez policję w 2014 r., a także ostatnie słowa Floyda) i „Say her name” („Wypowiedz jej imię” – nazwa ruchu mającego na celu zwiększenie świadomości, że ofiarami policji o wiele częściej niż białe dziewczyny padają młode Afroamerykanki). Slogan został spopularyzowany przy sprawie Breonny Taylor, która 13 marca 2020 r. została zabita we własnym domu w Louisville przez trzech białych funkcjonariuszy. Oddali oni 32 strzały niemalże na oślep.

Gdy w Kenoshy wybuchły zamieszki, a zawodnicy Bucks odmówili wyjścia na mecz, pod znakiem zapytania stanęło dokończenie sezonu i wydawało się, że ten ledwie wypracowany z zawodnikami kompromis legnie w gruzach. Koszykarze zamknięci w bańce czuli się źle z tym, co robią. Oto cały kraj pogrążony w chaosie – pandemia, recesja, a do tego nieomal wojna domowa na ulicach amerykańskich miast – a oni w Disney World grają w koszykówkę.

Przedstawiciele klubów odbyli serię spotkań. Wedle doniesień medialnych w trakcie pierwszego z nich salę opuścił wściekły LeBron James, a za nim podążyli posłusznie koledzy z Lakers. Jamesa wzburzyło, że zawodnicy Bucks nie skonsultowali swojego zachowania z pozostałymi drużynami, nie mieli żadnego jasnego planu co dalej, a podczas debaty nie opowiedzieli się za bojkotem reszty rozgrywek, tylko chcieli kończyć sezon. Wedle dobrze poinformowanych mediów – dziennikarze oczywiście nie mieli wstępu na salę balową jednego z hoteli w kompleksie Disneya, gdzie miały miejsce obrady – James miał pytać, czy jeśli jutro policja zastrzeli kogoś w Los Angeles, a pojutrze w Miami, to na parkiet mają nie wychodzić zawodnicy z tych miast.

LeBron od lat słynie z aktywizmu – jego największym osiągnięciem na tym polu było ufundowanie i otworzenie szkoły w rodzinnym Akron w stanie Ohio. Jest to publiczna szkoła podstawowa, której działalność niemal w 100% finansuje fundacja Jamesa. Placówka jest przeznaczona dla dzieci z trudnych środowisk. W marcu 2018 r. James udzielił wywiadu dziennikarzowi CNN Donowi Lemonowi. Tematem była szkoła, ale rozmowa zeszła oczywiście na rasizm i na Donalda Trumpa. Koszykarz powiedział, że prezydent używa sportu, by dzielić Amerykanów. Trump nie byłby sobą, gdyby nie odpowiedział wściekłym atakiem na Twitterze. Dona Lemona nazwał „najgłupszą osobą w telewizji”, po czym dodał, że „nawet James wyglądał przy nim na inteligentnego, co nie jest łatwe”.

Gdy debatowano, czy koszykarze opuszczą bańkę Disneya i wyślą jasny sygnał, że w tych wyjątkowych czasach nie ma miejsca na sport, czy jednak kontrakty telewizyjne i sponsorskie okażą się ważniejsze, oczy wszystkich skierowane były na Jamesa. Ma już 36 lat i powoli kończy niesamowitą karierę. Dyskusja, czy jest lepszy od Michaela Jordana i czy można go uznać za najwybitniejszego koszykarza w historii, oczywiście nigdy nie zostanie rozstrzygnięta. Jednym z argumentów, które wysuwają zwolennicy Jordana, są trofea zdobyte przez byłego lidera Chicago Bulls. Air Mike wystąpił sześć razy w finałach NBA, sześć razy wygrywał. Gdy trwały debaty nad bojkotem sezonu, James miał trzy tytuły na koncie i aż sześć razy musiał godzić się z wygraną innych. Wiedział doskonale, że w Los Angeles w tym sezonie stworzono wokół niego niesamowitą drużynę, której jedynym celem był tytuł – po to sprowadzono mu do pomocy Anthony’ego Davisa. Zdawał sobie sprawę, że w przyszłym roku układ sił może być zupełnie inny. A jednak James, a za nim wszyscy Lakersi, zagłosował za bojkotem rozgrywek.

Poparli ich jedynie lokalni rywale z Los Angeles – Clippers. Reszta drużyn opowiedziała się za pozostaniem w bańce. Co więc zrobili Lakers i James? Doszli do finału, gdzie pokonali Miami Heat 4:2 i zdobyli mistrzostwo ligi.

Protestuję, więc klękam

Amerykański sport już dawno, a być może nawet nigdy, nie był aż tak upolityczniony i aż tak zbuntowany jak tego lata. Nie tylko zresztą amerykański. Ruch Black Lives Matter miał wpływ na zawodników w każdej szerokości geograficznej. Kilka godzin po śmierci George’a Floyda rozpoczęły się spontaniczne manifestacje. Jadon Sancho, czarnoskóry Anglik grający w Borussii Dortmund, po strzeleniu gola pokazał do kamer podkoszulkę z napisem wykonanym flamastrem: „Justice for George Floyd” („Sprawiedliwość dla Georga Floyda”). Taką samą miał jego kolega z drużyny Achraf Hakimi. Władze angielskiej ligi piłkarskiej zadecydowały, że zawodnicy zagrają z napisami „Black Lives Matter” zamiast nazwisk. Profile w mediach społecznościowych, należące nie tylko do sportowców utożsamiających się z walką przeciw rasizmowi, zostały zalane hashtagami, gniewnymi postami w obronie równości, wyrazami solidarności wobec rodziny Floyda.

zdjęcie: Mattia Faloretti/Unsplash
zdjęcie: Mattia Faloretti/Unsplash

Sportowcy zaczęli masowo klękać. To gest, który w 2016 r. wymyślił i spopularyzował futbolista amerykański Colin Kaepernick. Zawodnik San Francisco mówił, że nie będzie wstawał podczas odgrywania hymnu, póki w Stanach panuje systemowy rasizm, a policja brutalnie traktuje jego czarnoskórych braci. Było to cztery lata przed Floydem, ale już po zabójstwie Trayvona Martina, po zastrzeleniu przez policję Michaela Browna, które skutkowało zamieszkami w mieście Ferguson, po uduszeniu Garnera, po zastrzeleniu przez funkcjonariusza 12-letniego Tamira Rice’a, który miał zabawkowy pistolet w dłoni.

W ślady Kaepernicka poszło kilku zawodników, nie tylko futbolistów. Już wtedy klękała chociażby amerykańska, biała, piłkarka Megan Rapinoe. Konserwatyści oskarżali klęczących o znieważanie hymnu, a co za tym idzie żołnierzy walczących na wszelkich frontach za gwieździsty sztandar. Jarmarczny amerykański patriotyzm uwielbia symbole. Zamach na nie to zamach na świętość.

Kaepernickowi nie przedłożono kontraktu w San Francisco, a żadna inna drużyna ligi NFL nie podpisała z nim umowy. Ludzie z obozu futbolisty twierdzili, że w lidze jest zmowa, a Colin dostał wilczy bilet – nie było dla niego przyszłości w sporcie. Kaepernick skupił się więc na aktywizmie, a w kolejnym sezonie coraz większa liczba zawodników szła w jego ślady i klękała podczas hymnu. Głos zabrał nawet prezydent Trump, który nawoływał, by „zwalniać sukinsynów”, a wiceprezydent Mike Pence opuścił stadion, gdy jeden z zawodników przyklęknął podczas odgrywania hymnu.

Po zabójstwie Floyda klękać masowo zaczęli wszyscy – oczywiście ci, którym pandemia pozwoliła nadal uprawiać sport. Piłkarze, koszykarze, tenisiści. Naomi Ōsaka, Amerykanka azjatyckiego pochodzenia, w trakcie US Open wychodziła na kort, mając za każdym razem inny przekaz na masce – „Black Lives Matter”, „Say her name”, „I can’t breathe” i inne. Tyron Woodley, zawodnik MMA podczas konferencji prasowej przed walką na każde pytanie odpowiadał: „Black lives matter”. Brytyjczyk Lewis Hamilton, kierowca formuły 1, kandydat na kierowcę wszech czasów, nie tylko klęczał, ale również zakładał koszulki z hasłami w duchu BLM. W mediach społecznościowych poruszał kwestie społeczne, wypowiadał się na ich temat podczas konferencji prasowych. Gdy w Londynie szedł wielki marsz poparcia dla protestów w Stanach, Hamilton w ciemnych okularach i czapeczce szedł razem z tłumem.

Oczywiście zachowując się w ten sposób, część sportowców ulegała trendowi. Ale cóż z tego, skoro ruch Black Lives Matter zyskał tak potężnych ambasadorów, z tak ogromnymi zasięgami i z tak niesamowitym wpływem na młodych ludzi? Komentarze z hasztagiem #shutupanddribble wciąż pojawiają się na ich stronach, podobnie jak wpisy: „White lives matter” („Życie białych jest ważne”). Gdyby na trybunach byli kibice, sportowcy musieliby pewnie mierzyć się z kolejną porcją wyzwisk od zirytowanych konserwatystów w czerwonych czapkach „Make America Great Again”.

Przełomowe protesty

Polityczny aktywizm w sporcie ma wielkie tradycje. Byli w historii zawodnicy, którzy ryzykowali znacznie więcej – groziły im nie tylko obraźliwe komentarze w Internecie, ale także pobicie, a być może nawet utrata życia. Pionierzy, jak pierwszy czarnoskóry baseballista Jackie Robinson, który zmieniał świat, uczestnicząc w lidze zorganizowanej tylko dla białych. Lekkoatleci Tommie Smith i John Carlos, którzy na podium olimpijskim w Meksyku w 1968 r. wznieśli w górę pięści. Wreszcie Muhammad Ali, który postawił na szali całą swoją dopiero co rozpoczętą i wspaniale zapowiadającą się karierę, gdy odmówił wcielenia do wojska i wyjazdu na wojnę do Wietnamu. Mówił wówczas: „Żaden Wietnamczyk nigdy nie nazwał mnie czarnuchem”.

To wtedy po raz pierwszy czarnoskórzy sportowcy zebrali się w jednym miejscu i debatowali – coś na kształt rozmów, które miały miejsce w bańce Disneya. Wtedy jednak miejscem spotkania było Cleveland. Spotkanie odbyło się 4 czerwca 1967 r. Legenda głosi, że czołowi czarnoskórzy atleci zebrali się, by zadecydować, czy poprą działania Aliego. A potrzebował on wówczas wsparcia. Po przejściu na islam, wstąpieniu do radykalnego Narodu Islamu, gdzie zaprzyjaźnił się z Malcolmem X, po zmianie nazwiska z Cassius Clay i odmowie przyjęcia powołania do wojska, Ali był jedną z najbardziej znienawidzonych postaci w USA. Nie tylko wśród białych. Równie wiele negatywnych uczuć wywoływał w czarnych społecznościach. Historia o sportowcach, którzy zebrali się w Cleveland, by decydować o udzieleniu mu poparcia, jest tylko legendą. W rzeczywistości do zebrania doszło dlatego, że promotor bokserski Bob Arum poprzez wpływowych przyjaciół wynegocjował z rządem amerykańskim umowę. Jeśli Ali zgodziłby się odbyć cykl walk pokazowych dla żołnierzy, zarzuty o unikanie przyjęcia powołania do armii zostaną cofnięte, a licencja bokserska zostanie mu zwrócona. Arum pełnił funkcję szefa firmy promotorskiej Main Bout, a jednym z jego partnerów był emerytowany futbolista, czarnoskóry Jim Brown. Pozostałymi dwoma udziałowcami byli prominentni członkowie Narodu Islamu. Gdyby Ali przystał na ofertę rządu, wszyscy zarobiliby dobre pieniądze.

Dlatego partnerzy wymyślili fortel – dopuścili do udziału w zyskach ówczesnych czołowych czarnoskórych sportowców oraz zaoferowali im kontrakty ze swoją agencją. Jedyne, co mieli zrobić, to przekonać Aliego, że odmowa pójścia do wojska jest niepatriotyczna i źle widziana, a w dodatku szkodzi sprawie równouprawnienia. Brown zaprosił na spotkanie Billa Russella, koszykarza Boston Celtics, który w 1961 r. zbojkotował mecz w Kentucky, gdy dwóm jego czarnoskórym kolegom z zespołu odmówiono obsługi w kawiarni, a także Lewisa Alcindora, który później stał się sławny jako Kareem Abdul-Jabbar. W rozmowach wzięło udział pięciu czołowych futbolistów amerykańskich oraz prawnik Carl Stokes, który kilka miesięcy później, w listopadzie 1968 r. jako pierwszy czarnoskóry został wybrany na stanowisko burmistrza wielkiego amerykańskiego miasta – Cleveland właśnie.

Ali był jednak nieprzejednany. Nie trafiały do niego argumenty rozmówców, którzy przekonywali go, że unikanie wojska jest niepatriotyczne. Curtis McClinton, futbolista Kansas City Chiefs zapewniał boksera, że szanuje jego przekonania religijne, lecz Ali także musi respektować swoją narodowość. Po kilku godzinach dyskusji stało się jednak jasne, że Ali zdania nie zmieni. A jednak czarnoskórzy sportowcy, którzy pojawili się w Cleveland, gdyż mieli w tym ekonomiczny interes, do tego nie do końca zgadzali się we wszystkim z bokserem, stanęli z nim ramię w ramię podczas konferencji prasowej i wyrazili swoje pełne poparcie dla jego działań. Narażając się jednocześnie na gniew i ostracyzm. Dlatego Szczyt w Cleveland przeszedł do historii walki o prawa czarnych.

Do historii przejdzie również opór, jaki stawili czarnoskórzy sportowcy latem 2020 r. I nikt nie zapomni, że zanim LeBron został po raz czwarty mistrzem NBA, zagłosował zgodnie ze swoim sumieniem – za bojkotem rozgrywek.

Czytaj również:

Wywracanie szachownicy Wywracanie szachownicy
i
grafika: Igor Kubik
Przemyślenia

Wywracanie szachownicy

Aleksandra Kozłowska

Jaka jest recepta na skuteczny ruch społeczny? Czy każdemu z nich musi towarzyszyć reakcja zwrotna? Dlaczego w Polsce mimo dziedzictwa Solidarności nie ma tradycji mobilizacji społecznej? Z socjologiem, dr. hab. Michałem Nowosielskim, o wielkich i małych, radykalnych i pokojowych protestach rozmawia Aleksandra Kozłowska.

Aleksandra Kozłowska: Świat się gotuje. W Stanach wrze Black Lives Matter, w Polsce akcje wsparcia dla LGBTQ+ i kobiet, na Białorusi protesty wobec Łukaszenki… Czy to jakiś szczególny moment w historii?

Czytaj dalej