Przemyślenia

Zakochajmy się jak uczniacy

Natalia Mętrak-Ruda
Czyta się 4 minuty

Kiedy kilka lat temu odczytałam studentom fragment XII-wiecznego traktatu Andreasa Capellanusa De Amore, który kodyfikuje to, co przywykliśmy nazywać „miłością dworną”, i spytałam, jaką wizję miłości przedstawia średniowieczny autor, pierwsza odpowiedź brzmiała: „gimnazjalną”.

Przyspieszony puls, kołatanie serca i bladość lica, które towarzyszyć miały rycerzowi na widok ukochanej, wydały się im przejawem emocjonalnej niedojrzałości, nie do pomyślenia w wieku XXI i w wieku lat 20+. Dalej nie było o wiele lepiej. Werter? Wariat. Anna Karenina? Histeryczka. Wokulski? Jak można dać się tak traktować! To znaczy: w poetyce epoki oczywiście wszystkie te fabuły były dla młodych adeptów kulturoznawstwa w pełni zrozumiałe, ale dzisiaj? Zabić się z miłości? No chyba nie.

Czasy wydają się mało romantyczne. Zamiast rzucać się sobie w ramiona – pielęgnujemy relacje, zamiast płonąć ogniem namiętności – dbamy o interesujące życie seksualne, a zamiast zakochiwać się od pierwszego wejrzenia – zdobywamy wcześ­niej zestaw informacji za pośrednictwem Google’a lub, oldskulowo, znajomych. Wszechobecne porady psychologiczne przekonują, by nie wierzyć w bajkę o dwóch połówkach jabłka i nie nastawiać się na miłość aż po grób, wszak nim grób nadejdzie, czekają nas lata szarej codzienności, a wraz z nimi kapcie, kanapa, brzuszek, łysina. Słowem: nieuchronne rozczarowanie, a nawet żenada.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Małżeńskie poradniki wciąż ostrzegają przed zbytnią ufnością wobec melodramatów i romantycznych opowieści, które ponoć otaczają nas ze wszystkich stron i wypaczają naszą wizję rzeczywistości. Wydaje się jednak, że ich autorzy nie są szczególnie na bieżąco choćby ze współczesnym kinem. Jeśli bowiem spojrzymy na listę 100 najlepszych filmów XXI wieku, sporządzoną przez telewizję BBC na podstawie głosów krytyków filmowych z całego świata, rzuci nam się w oczy, że jedynymi melodramatami o względnie klasycznej konstrukcji są Tajemnica Brokeback Mountain Anga Lee o homoseksualnych kowbojach, Carol Todda Haynesa o niespełnionym uczuciu dwóch kobiet, postmodernistyczny musical Moulin Rouge! Baza Luhrmanna i hongkoński film Spragnieni miłości Wong Kar-Waia.

W rankingu znajdziemy za to komediodramat Michela Gondry’ego Zakochany bez pamięci, którego bohaterka po wieloletnim związku postanawia, w ramach medycznego eksperymentu, pozbyć się wspomnień o byłym chłopaku, Przed wschodem słońca Richarda Linklatera, w którym bohaterowie spędzają ze sobą jedną noc, po czym każde z nich rusza w swoją stronę, Między słowami Sofii Coppoli o równie ulotnym spotkaniu młodej mężatki i podstarzałego gwiazdora filmowego czy wreszcie Miłość Michaela Hanekego o starzejącym się małżeństwie, które staje w obliczu śmierci. Również gatunek tak, zdawałoby się, konwencjonalny jak komedia romantyczna szuka w obecnym stuleciu nowych ram i motywów, które wykraczałyby poza „perypetie prowadzące do ślubu” (choć do najpopularniejszych komedii ostatnich lat należą te przedślubne, z tym że opowiadające nie o „romantycznych początkach”, lecz o zgoła nie­romantycznych ekscesach wieczorów kawalerskich i panieńskich). Poznajemy „dalszy ciąg” historii ikonicznych bohaterek: Bridget Jones po ślubie z Markiem Darcym i Carrie Bradshaw po ślubie z Mr Bigiem, w filmach Nancy Meyers śledzimy zaś losy par starszych i życiowo doświadczonych. Nawet hit ostatniego sezonu, La La Land – niby klasyczna historia miłosna – opakowany został w umowność musicalu retro, która utrudnia głębokie „przeżywanie” czy identyfikację z bohaterami.

W żadnym z wymienionych wyżej filmów nikt nie zabija się z miłości, nie wykonuje dramatycznych – ani nawet przesadnie romantycznych – gestów, nie histeryzuje. Dorośli ludzie takich rzeczy nie robią, przefiltrowują bowiem swoje doświadczenia przez ciasne sitko splecione z ironii, przeszłych doświadczeń i potocznej wiedzy o procesach chemicznych zachodzących w mózgu. Długo można by pisać, na ile za ten przymus trzymania emocji na wodzy obwiniać powinniśmy Freuda, na ile popkulturę, a na ile globalny kapitalizm, wydaje się jednak jasne, że wszelkie romantyczne symbole zostały już albo uznane za niedojrzałe, albo wyśmiane, albo zamknięte w lukrowanej szufladce z napisem: „walentynkowy badziew”.

Dlatego też właśnie z okazji walentynek życzę Państwu, by przestali Państwo myśleć i przypomnieli sobie, jak to jest kochać „prawdziwie, szaleńczo, głęboko”. By wzięli Państwo za rękę nie swojego „partnera”, lecz ukochaną czy ukochanego i wspólnie spędzili zimowy wieczór. W restauracji, na spacerze, na łyż­wach, w kinie czy na kanapie przed telewizorem, byle poczuć mocniejsze bicie serca, motyle w brzuchu i bladość lica. Innymi słowy: życzę Państwu miłości gimnazjalnej.
 

Czytaj również:

Ziemia

Pełzająca tragedia

Agnieszka Muras

Smog zabijał, zabija i będzie zabijać Polaków stopniowo i po cichu. Czy problem może rozwiązać tylko gwałtowna katastrofa, na miarę tej, która wydarzyła się w Londynie 60 lat temu?

Może nie powinnam mówić tego otwarcie, ale lubię, gdy problemy środowiskowe, społeczne, ekonomiczne i socjalne dotykają Warszawy. Bo kiedy zaczynają gnębić stolicę, stają się sprawą ogólnopolską i dopiero wtedy do głosu dopuszcza się ekspertów.

Czytaj dalej