Zapraszam pod wodę Zapraszam pod wodę
i
Juliana Snapper, "You Who Will Emerge From the Flood", fot. Miha Fras, Aksioma, 2009. Dzięki uprzejmości artystki
Przemyślenia

Zapraszam pod wodę

Łukasz Kaniewski
Czyta się 12 minut

O śpiewaniu architekturą, duetach z morsem i związkach opery z iskaniem opowiada Juliana Snapper, podwodna sopranistka, w rozmowie z Łukaszem Kaniewskim i ze Stachem Szabłowskim.

Łukasz: Co jest najtrudniejsze w śpiewaniu pod wodą?

Juliana Snapper: Pierwsza trudność to czysto fizyczne niebezpieczeństwo. Zdarzyło mi się już kilka błędów prawie śmiertelnych w skutkach i nigdy tak naprawdę nie pozbyłam się strachu.

Ale kiedy już rozpocznę występ, strach staje się tylko szumem w tle i pojawia się coś innego: poczucie zagubienia. Tracę orientację w przestrzeni. Bez maski mało co widzę, a my, ludzie, nie potrafimy orientować się pod wodą na podstawie samych dźwięków. Nie słyszę, co się dzieje na powierzchni. Nie czuję obecności publiczności. Woda tworzy gęstą barierę między mną a ludźmi. Ogarnia mnie smutek i poczucie osamotnienia.

Łukasz: Brzmi dramatycznie. Dlaczego więc właściwie to robisz?

Juliana: Kiedy śpiewam pod wodą, jestem – w dosłownym sensie – zanurzona w świecie, który jest wręcz przytłaczająco piękny. W świecie, który wymyka się najbardziej podstawowym zasadom: jednocześnie ciężkim i nieważkim, mrocznym i lśniącym. Wibrującym od dźwięków niemających jednoznacznego źródła ani celu. To wszystko jest zadziwiające –

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Joga na głos Joga na głos
i
„Śpiewaczka w zieleni” (1884) Edgar Degas, zbiory Met Museum
Promienne zdrowie

Joga na głos

Aleksandra Reszelska

Podłogi wielkiej auli pachniały pastą do czyszczenia. Panie sprzątaczki musiały dobrze je wyszorować. Za chwilę miała zacząć się uroczysta akademia. Dzieci ze wszystkich ośmiu klas posadzono na małych, równo ustawionych krzesełkach, gdzieniegdzie na podłodze przycupnęli ich rodzice.

Cała kadra nauczycielska siedziała w pierwszym rzędzie. Szczupła 12-latka stanęła przy mikrofonie. Z każdej strony sali patrzyły na nią pełne zaciekawienia oczy. Otworzyła usta. Nic. Jedna z nauczycielek scenicznym szeptem zaczęła podpowiadać jej słowa okolicznościowej piosenki. Ale to nie było to. Nie chodziło o zapomniany tekst. W gardle dziewczynki zabrakło głosu, tak jak podczas szybkiego biegu człowiekowi zaczyna brakować tchu. Z szeroko otwartych ust nie wydobywało się żadne brzmienie. Trwało to zaledwie kilkanaście sekund, ale jej wydawało się, że stoi tak w ciszy przez całą wieczność.

Czytaj dalej