Zerwani z łańcuszka – Hot16Challenge2
Przemyślenia

Zerwani z łańcuszka – Hot16Challenge2

Jan Błaszczak
Czyta się 2 minuty

„To nie jest k…a konkurs, rapować każdy może, to nie kolorowe bańki to walki na noże są” – tymi słowami zaczyna zwrotkę nagraną w ramach akcji Hot16Challenge2 Donguralesko. Kiedy weteran poznańskiej sceny nagrywał te słowa, wydawały mi się one jedynie metaozdobnikiem. Bo po co rymować o tym, że charytatywna akcja hip-hopowego środowiska jest z gruntu hip-hopowa? Zanim odpowiedziałem sobie na to pytanie, po mikrofon sięgnął Korwin-Mikke. A potem otworzyło się piekło.

Celem zapoczątkowanej przez Solara akcji Hot16Challenge2 jest zbiórka pieniędzy na pomoc lekarzom i szpitalom w walce z koronawirusem. Począwszy od niego, każdy nominowany raper musi podzielić się swoją zwrotką, po czym nominować pięciu kolejnych uczestników. Klasyczny łańcuszek. Przy takim przyroście zaangażowanych i przewidzianych 72 godzinach na odpowiedź zakładałem, że w ciągu maksymalnie dwóch tygodni przed mikrofonami zamelduje się cała hiphopowa scena. I przez chwilę wyglądało na to, że tak też się stanie. Śledziłem to wszystko z przyjemnością z kilku co najmniej powodów. Wiadomo, szczytny cel, ale też kilka naprawdę fajnych zwrotek i zaskakujących, nostalgicznych powrotów (Wankz!). Jasne, trafiło się też paru pandemiosceptyków, ale nieuczciwością jest moim zdaniem przyklejanie akcji Hot16Challenge2 twarzy Kaliego.

Zwrotki nagrywane w ramach charytatywnej akcji zaskoczyły mnie jednak czymś jeszcze. Nie wiem, czy to kwestia wyborczej telenoweli rozgrywanej w czasach pandemii, czy ta była jedynie kroplą przepełniającą czarę, ale duża część tych szesnastek ma charakter polityczny. A przecież jeszcze kilka dni wcześniej Ten Typ Mes rapował: „zasięgowi muzycy pokochali apolityczność”. Jeszcze dosadniej – już w ramach Hot16Challenge2 – nawijał DGE, ganiąc raperów za „strusie nawyki”. Jednocześnie w tym czasie Peja, Tede, Pezet, Sokół, Białas, Łona i inni pisali wersy walące w rząd, ewentualnie: całą klasę polityczną. Swojej frustracji nie krył również Zeus, który nawijał w swojej zwrotce: „ciężko się tu oddycha nawet bez maski na mordzie”. Jego nagranie na tle pozostałych wyróżnia duża emocjonalność podkręcona szybkim drum’n’basowym bitem oraz coś jeszcze – nominacja dla prezydenta Andrzeja Dudy.

Kiedy prezydent odpowiadał Zeusowi „ostrym cieniem mgły”, Hot16Challenge2 stało się już gabinetem osobliwości, jarmarkiem cudów, narkotycznym tripem w otchłań rodzimej popkultury. Pierwsze fazy tej podróży bywały zabawne i wydawały się niegroźne. Nierzadko świadczyły o poczuciu humoru nominujących, jak wtedy, kiedy Taco Hemingway nominował Klocucha albo Tuzza Globale wywoływała do tablicy Young Konrada: „gościa, który walczył z koroną wcześniej niż my wszyscy”. Do historii nadprzyrodzonych zjawisk w polskim Internecie przejdzie też szalony występ Mariana Lichtmana, który – dzięki nominacji Łony – dał nam wgląd w to, jak mogła potoczyć się kariera nieodżałowanego Ol’ Dirty Bastarda. Sęk w tym, że łańcuszkowa logika Hot16Challene2 sprawia, że każdy taki nominowany sam namaszcza pięciu kolejnych uczestników. Wystarczy więc jedno wskazanie na polityka, by cały sejm zaprezentował się nam w fullcapach. Wystarczy wywołać do tablicy jedną przebrzmiałą gwiazdę telewizji, by w sitko pluła nagle plejada wyposzczonych izolacją celebrytów, coachów i influencerów. A każdy z nich im bardziej nie potrafi, tym bardziej próbuje. I każdy z nich robi to w dobrej sprawie. Nie łudźmy się więc – nikt już nie zatrzyma tej karuzeli śmiechu.

Marian Lichtman, ilustracja: mitek.jpg
Marian Lichtman, ilustracja: mitek.jpg

Czytaj również:

Pokolenie MJ
Doznania

Pokolenie MJ

Jan Błaszczak

Dokumentalny serial Ostatni taniec przybliża ostatni sezon Michaela Jordana w Chicago Bulls. Największego zawodnika w historii NBA, który w latach 90. zmieniał nie tylko koszykówkę, lecz także setki polskich osiedli. 

Z powodzi 1997 r. pamiętam kosze ledwie wystające ponad taflę wody, która zalała kłodzki stadion. To jeden z raptem kilku obrazów, które zostały mi w głowie po tym kataklizmie. Nie bez przyczyny – kosze były ważne. Prawdę mówiąc, gdyby powódź tysiąclecia przyszła miesiąc wcześniej, mógłbym jej nie zauważyć. Jak zahipnotyzowany oglądałem wówczas kolejne wielkie finały Michaela Jordana i jego Chicago Bulls. Może największe, bo tym razem słynny MJ mierzył się nie tylko z pechowym duetem Stockton–Malone, lecz także z własnym organizmem. Podczas piątego, kluczowego dla rozgrywek meczu lider Chicago Bulls słaniał się na parkiecie, borykając się z silnym zatruciem pokarmowym. Mimo to słynne „flu game” zakończył z 38 punktami, wygrywając spotkanie i dopisując kolejny rozdział do swojej legendy. Zresztą czy ja naprawdę wierzyłem, że to nagromadzenie przeszkód może doprowadzić do porażki Bullsów? Zespołu z Jordanem? Prędzej uwierzyłbym, że za kilka tygodni moje miasto zniknie pod wodą.

Czytaj dalej