![](https://przekroj.org/app/themes/przekroj/public/images/arch-right.png?id=c8439856e49efddc949ed008b8c703f4)
W czerwcu 10. rocznicę obchodził Carter III – przełomowy album w karierze pochodzącego z Luizjany rapera. Tego dnia najmodniejsi twórcy hip-hopu na wyścigi publikowali okładkę jubileuszowej płyty. Oryginalne zdjęcie, na którym widzimy ustylizowanego na mafijnego bonza kilkuletniego Wayne’a, zamieniali przy tym na własną fotografię z dzieciństwa. Przeróbkom towarzyszyły kilkuzdaniowe hołdy składane pod adresem autora Carter III. Choć superlatywom nie było końca, nie nazwałbym tamtej akcji wazeliniarstwem. Raczej zdrowym przejawem samoświadomości. Refleksji, że wszyscyśmy z Wayne’a. Bo stawiam dolary przeciwko orzechom, że w ostatniej dekadzie nie było dla hip-hopu płyty równie ważnej. Owszem, w tym czasie ukazywały się płyty lepsze i równie dobre, ale żadna z nich nie wywarła takiego wpływu na środowisko. Nicki Minaj, Drake, ASAP Rocky, Wiz Khalifa, Migos, Lil Uzi Vert, Young Thug, Cardi B – ich wszystkich łączą nie tylko astronomiczne nakłady, lecz także korzenie sięgające A Mili, Lollipop i pozostałych utworów z wydanej w 2008 r. płyty.
Wielce udany flirt Wayne’a z popem mógł irytować bardziej konserwatywnych reprezentantów sceny, ale nawet oni musieli ostatecznie kapitulować, słysząc kolejne arcybłyskotliwe linijki podawane przez rapera o charakterystycznym tembrze. Nic więc dziwnego, że po więcej niż solidnym Carter IV miliony słuchaczy rapu ostrzyły sobie zęby na piątą część sagi. Tym bardziej, że każdego roku będący pod wpływem Wayne’a raperzy wychowywali mu rzesze nowych fanów. Niestety, saga szybko okazała się prawniczą telenowelą, a zamiast następnych singli do słuchaczy docierały informacje o kolejnych perturbacjach, rozprawach i pozwach. Od strony fonograficznej konflikt Wayne’a z wytwórnią zaowocował albumami Sorry 4 the Wait 2 oraz Free Weezy Album, ale te sklecone naprędce płyty nie stanowiły żadnego realnego zadośćuczynienia dla zniecierpliwionych fanów.
Po latach batalii Carter V ujrzał wreszcie światło dzienne. I cóż, nie bez kozery na jego opis zostawiam jedynie akapit. Wyczekiwany album nie sprostał oczekiwaniom. Być może, gdyby ukazał się cztery lata temu, brzmiałby bardziej nowatorsko, ale dziś nie wyróżnia się niczym na tle hiphopowego mainstreamu. Tym bardziej, że Carter V trwa niemal 90 minut – tak jakby Weezy chciał w ten sposób wynagrodzić fanom oczekiwanie. Szkoda, bo z tego powodu nie wszyscy słuchacze dotrą do świetnego Start This Shit Off Right, do którego bit przygotował weteran nowoorleańskiej sceny Mannie Fresh. Pomimo pochodzenia z delty Missisipi numer ten brzmi jak zapomniany klasyk autorstwa DJ-a Quika lub samego 2Paca. Niezły jest też wyprodukowany przez Swizz Beatza singlowy Uproar, choć więcej wyświetleń zapewnią Wayne’owi Mona Lisa ze świetną zwrotką Kendricka Lamara i Don’t Cry z refrenem śpiewanym przez XXXTentacion – zamordowanego w czerwcu 2018 r. rapera, którego kariera trwała krócej niż saga wydawnicza Carter V.