Kiedy świat ciągle tkwi jeszcze w zimowym bezruchu, życie zachęca nas, żeby wszystkiemu nadać prostszy bieg. Wyłączyć niepotrzebny hałas, oświetlać tylko ważne sprawy.
Dobrze jest też świtem usiąść w pokoju naprzeciwko okna i oprzeć ręce na akacjowym blacie stołu. Dobrze jest mieć ekspres w kuchni, który syczy – jakby co rano życie zaczynało się wciąż od nowa. Świat wydaje się wtedy tak mocno spoisty, ma w sobie ten przyjemny ład, który spotykamy tylko w literaturze, gdzie obok siebie, równo ułożone w rzędach, toczą swoje życie litery. Tworzą zupełnie inną przestrzeń, a jednak podobną do naszej. Para ciemnego napoju łączy się z „parą” tekstu – zapowiedzią świata, który dopiero mamy poznać; który dopiero wyłania się z mroku. Nie wiemy jeszcze, kim jest główny bohater, jakie sprawy łączą go z tym światem i jak w ogóle skończy się ta opowieść. Wszystko dopiero się zaczyna, a więc wszystko jest jeszcze możliwe. Buchają kłęby dymu, ciepło skrapla się na ściance filiżanki. Gdzieś w książce zaczyna się nowy dzień, wyłania się nowy świat.