
Agata Trzebuchowska: 53 wojny to opowieść o traumie wojny. Główną bohaterką filmu jest Anna – żona korespondenta z pola walki. To z nią spędzamy czas w czterech ścianach, oczekując na powrót jej męża. Dlaczego ta perspektywa wydała Ci się interesująca?
Ewa Bukowska: To najbardziej uniwersalne i powszechne doświadczenie wojny, a jednocześnie najsłabiej zrelacjonowane. Znakomita większość historii koncentruje się na tych, którzy wyruszają na front, na ich doświadczeniach i bohaterskiej śmierci. Pomija się tych, którzy z konsekwencjami wojny borykają się na co dzień, próbując żyć normalnie. Oni też walczą. Samotność jest głównym tematem mojego filmu, a emocje jego kluczowym narzędziem. Chciałam, żeby widz był jak najbliżej bohaterki, znalazł w niej coś z siebie.
Kim jest Twoja bohaterka?
Współczesną Penelopą – „bo męska rzecz być daleko, a kobieca – wiernie czekać”. To słowa z piosenki, której szczerze nie znoszę, bo powinna być jeszcze w niej mowa o samotnym wychowywaniu dzieci i opiece nad schorowanymi rodzicami… Kobiety od pokoleń buntują się przeciwko ciasnym ramom narzuconym przez kulturę, walczą o autonomię. Ten proces wciąż się nie dokonał. Do odwiecznych oczekiwań dochodzą nowe: współczesna kobieta musi skończyć studia, mieć dobrze płatną pracę, urodzić dzieci, wychować je, oczywiście zachowując przy tym młodzieńczy wygląd.