Stoicki niepokój Stoicki niepokój
i
Kyliks z wizerunkiem Apolla, Muzeum Archeologiczne w Delfach, źródło: Wikimedia Commons
Pogoda ducha

Stoicki niepokój

Adam Aduszkiewicz
Czyta się 1 minutę

Według Marka Aureliusza sztuka życia bardziej przypomina zapasy niż taniec. Czy można się zatem dziwić, że osiągnięcie słynnego stoickiego spokoju nie jest zadaniem łatwym?

Przy wejściu do świątyni Apolla w Delfach ‒ może na kolumnie, a może na drzwiach, nikt tego już dziś na pewno nie wie ‒ widniało znane wezwanie: „Poznaj samego siebie”. Maksyma ta intrygowała już starożytnych. Jeden z siedmiu mędrców, filozof, matematyk i astronom Tales z Miletu, na pytanie, co jest w życiu naprawdę trudne, odpowiada: poznać samego siebie. Autor przypisywanego Platonowi dialogu Alkibiades pisze z kolei: „Czy więc owo »Poznaj samego siebie« to jest łatwa sprawa i ten, kto umieścił to zdanie w świątyni boga Pytyjskiego, był jakimś prostakiem, czy też raczej trudna i nie dla każdego?”. Sam Platon zaś w Charmidesie stwierdza: „Ja po prostu uważam, że to jest rozwaga: znać siebie samego”.

Prawie na pewno nie jest to zadanie łatwe, a być może nawet tak samo trudne jak odpowiedź na pytanie: „Kim jesteś?” albo: „Co wiesz o sobie?”. Możliwe, że rozwaga, o której pisze Platon, na tym właśnie polega, iż człowiek rozważny zdaje sobie z tych trudności sprawę. Wie, że wszystko, co o sobie myśli, może być zrodzone pod wpływem otoczenia, lęków czy pragnień, o których nie ma nawet pojęcia. I uświadamia sobie, że dopóki nie pozna siebie, nie odnajdzie w życiu szczęścia. Jak bowiem sugeruje w swoim Śnie Scypiona rzymski pisarz Ambrozjusz Teodozjusz Makrobiusz, słowa delfickiej wyroczni mogły być „skierowane do kogoś, kto pytał, jaką drogą może dojść do szczęścia”.

Nieśmiertelni są tylko bogowie

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Na ścianach i kolumnach świątyni w Delfach umieszczono znacznie więcej maksym. W zbiorze Jana Stobajosa, greckiego pisarza z V w., zachowało się ich 148. Sentencje umieszczono w świątyni po to, żeby pomogły ludziom zorientować się, co jest w życiu ważne, co powinni robić, a czego unikać. Jedna z nich mówi: „Znaj siebie”. Brzmi podobnie do „Poznaj samego siebie”, jeśli jednak się w nią zagłębimy, jej przesłanie okaże się nieco inne. Jak wyjaśnia bowiem w komentarzu Krzysztof Bielawski, polski tłumacz tych sentencji, poznanie siebie czy znajomość siebie oznaczała dla starożytnych świadomość własnej śmiertelności. W swoim najgłębszym znaczeniu sentencja „Znaj siebie” jest więc bliska innej maksymie: „Mądrze rozmyślaj nad swoją śmiertelnością”. „Poznaj samego siebie” odnosi się zatem do sfery poznania, a „Znaj siebie” – do wiedzy. Jak pisze Bielawski, sentencja ta może oznaczać tyle co „nie zapominaj o sobie”, „pamiętaj, że jesteś” oraz że „jesteś śmiertelny”.

Kto odwiedzał świątynię w Delfach, mógł również natrafić na takie zdanie: „Ciesz się, że jesteś śmiertelny”. Bielawski w swoim komentarzu pisze: „Śmiertelność jest w Grecji wyznacznikiem człowieczeństwa. Nieśmiertelni są tylko bogowie. Śmierć jest tym, co definiuje ludzką egzystencję. Jej uznanie buduje ludzką godność, a nie ją niweczy”. Maksyma ta podpowiada więc, że warto być świadomym swojego człowieczeństwa i cieszyć się nim. Jak zauważa współczesny psychoanalityk Avner Bergstein w książce Niezbadane rejony życia psychicznego, „świadomość odrębności to pierwszy krok do uświadomienia sobie śmiertelności”. Znać siebie i być siebie świadomym to zatem wiedzieć, że jest się śmiertelnym, czyli doświadczać swojej odrębności, tożsamości, jedynej w swoim rodzaju jednostkowej egzystencji.

Wyczyść wyobraźnię

Aby docenić własną śmiertelność, uświadomić sobie, kim się jest, trzeba przejść długą drogę. Na przykład taką jak Marek Aureliusz w słynnych Rozmyślaniach. Rzymski cesarz i filozof w różnych okresach życia robił notatki, w których próbował uchwycić i opanować swoje lęki, pragnienia, momenty niepewności, irytacji czy zwątpienia. Kto zna doktrynę stoicką, łatwo wychwyci w tych zapiskach charakterystyczne dla niej wątki, ale dzieło Aureliusza nie jest traktatem filozoficznym. Cesarz myśli jak stoik, lecz utrwala swoje rozważania nie po to, żeby uzasadnić jakiś pogląd i kogoś do niego przekonać, tylko żeby pomóc sobie samemu. Czytając Rozmyślania, trudno oprzeć się wrażeniu, że słynny „stoicki spokój” to zadanie wcale nie łatwe. „Sztuka życia – notuje Marek Aureliusz – bardziej przypomina zapasy niż taniec”.

Autor Rozmyślań często nawiązuje do swojej śmiertelności. Na przykład pewnego dnia w „ziemi Kwadów nad Granem”, czyli podczas wojny z Germanami, gdzieś na Morawach, zapisuje: „Tak więc wszystko rób i mów, i zgłębiaj, jak gdybyś już teraz mógł odejść z życia”. Albo: „Ustalenie tego jest zadaniem władzy rozumowej”. Jeśli władza rozumowa ma się z czymś uporać, musi narzucić sobie jakąś dyscyplinę i właściwie ukierunkować swoją aktywność. Filozof napomina więc siebie: „Wycofaj się do samego siebie”, „Wyczyść wyobraźnię”, „Rozmyślaj nad ostatnią godziną”. A także: „Napnij swoją myśl”.

Gdy odwrócisz uwagę od bieżących zdarzeń i będziesz przyglądał się samemu sobie, zobaczysz, jak wielką trudność sprawiają ci ulotność wszystkiego, co cię otacza, i własne przemijanie. „Jakąś rzeką stawania się i narzuconym przemocą płynięciem jest czas. Każda ujrzana rzecz odpływa – pisze Aureliusz – i jednocześnie następną przynosi nurt, którą także uniesie”. Uniesie również ciebie. „Hippokrates uleczywszy mnóstwo chorób, sam zachorował i umarł. Chaldejczycy wiele śmierci przepowiedzieli, a mimo to ich samych zabrało przeznaczenie. (…) Zaokrętowałeś się, wypłynąłeś, dobiłeś. Wysiądź!”.

Czy warto się więc przejmować? To pytanie filozof powtarza często, a odpowiedź brzmi zawsze podobnie: niezgoda na przemijanie nie ma sensu. Wszystko ulatuje – sława, pamięć o nas, nasze ciała. Człowiek, który pociesza się pośmiertną sławą, zapomina, że każdy, kto go pamięta, „bardzo szybko sam umrze, a potem znów ten, który po nim nadejdzie”. W zmiennym świecie nie należy się zatem do niczego nadmiernie przywiązywać, bo to tak, „jakby ktoś zakochał się w którymś z przelatujących wróbli, który już zniknął z oczu”. Choć mamy instynkt przetrwania, walka ta wydaje się absurdalna. „Pomyśl o więzach losu – pisze Aureliusz – i że jedynie istocie rozumnej dano możliwość dobrowolnego podążania za zdarzeniami”.

Wszystko jest powiązane

Los to ważny wątek w rozważaniach o przemijaniu. Często mówi się o „przypadkach losu”. Coś nam się przydarza, zaskakuje, niweczy plany albo otwiera nowe możliwości, jednak później ‒ po namyśle ‒ dostrzegamy, że to, co się stało, nie było przypadkiem, lecz skutkiem różnych zdarzeń, z którymi nieuchronnie musieliśmy się konfrontować. „Przędza wszech całości”, jak Marek Aureliusz określa rzeczywistość, rozciąga się w czasie i przestrzeni poza granice naszego pojmowania, dlatego nie wiemy, czemu różnych sytuacji nie potrafiliśmy w życiu przewidzieć. Ograniczone w czasie ludzkie życie jest niewielkim fragmentem tej nieogarnionej całości. Im bardziej człowiek opiera się losowi, im bardziej nie chce pogodzić się ze swoją śmiertelnością, tym bardziej odrywa się od rzeczywistości. Zaprzeczanie nieuchronnemu wypacza zdolność do właściwej interpretacji otaczającego świata.

Nie wolno zapominać, że wszystko jest kwestią osądu, a ten zależy przecież od nas samych. Żyjemy w świecie znaczeń oraz interpretacji, sami nadając sens naszym doświadczeniom. „Jeżeli z powodu czegoś zewnętrznego odczuwasz smutek, nie to cię niepokoi, ale twój o tym sąd” – przekonuje filozof. To, co nas spotyka, postrzegamy jako złe lub dobre, korzystne lub niekorzystne, przyjazne lub nieprzyjazne tylko dlatego, że świat odbieramy subiektywnie, poruszając się w zamkniętym kręgu własnych odczuć. Najlepiej byłoby powstrzymać się od ocen i dostrzec każdą rzecz taką, jaka jest – „nagą, całościowo i w rozkładzie na części” ‒ lecz obawy, pragnienia i ambicje zrodzone z niezgody na to, co niesie los, oddzielają ludzkie „ja” od natury wszystkiego. To dlatego ludzie żyją pogrążeni w złudzeniach i niepokoju.

W wielu notatkach Marek Aureliusz łączy ludzki umysł z rozumnym, choć utajonym porządkiem wszechświata. Filozof przekonuje samego siebie: „Zwracaj się do własnego pierwiastka kierowniczego, ale też pierwiastka kierowniczego wszech całości”. Dostrzeżenie swojego miejsca w wielkiej strukturze świata dla zaskakiwanego przez rozmaite zdarzenia, udręczonego lękiem przed przemijaniem ludzkiego „ja” oznacza całkowicie nowy punkt widzenia. Jedno z ważnych ćwiczeń, które myśliciel powtarza w swoich zapiskach, polega na spojrzeniu na świat z oddali, z „kosmicznej” perspektywy: „Azja, Europa – kąciki świata. Całe morze – kroplą świata. Athos – grudką świata”. Nie chodzi o to, żeby przekonać się, jak znikomy jest świat, w którym rozgrywa się ludzkie życie, tylko o to, by odnaleźć w sobie zdolność do patrzenia „z perspektywy wieczności”. Kto się tego nauczy, odkryje swój niepowtarzalny udział w tej wielkiej sieci zdarzeń.

Jedną z najgłębszych ludzkich potrzeb, pisze Bergstein, jest spotkanie się z własną prawdą wewnętrzną i zakomunikowanie jej innej osobie. Z drugiej strony ‒ „każda prawda, która przebija się do porządku werbalnego języka, jest fałszem”. Rozmyślania Marka Aureliusza to zapis trudnego dociekania prawdy o własnej, ulotnej, niepowtarzalnej i niedającej się wypowiedzieć rzeczywistości. Kto potrafi spokojnie za cesarzem filozofem powtórzyć: „Śmierć jest odpoczynkiem od wrażeń zmysłowych, od bycia igraszką popędów, od biegu myśli, od służby ciału”, ten naprawdę poznał siebie.

Czytaj również:

Umiar bez miary Umiar bez miary
i
Malarz Pana, waza (krater dzwonowaty) ze sceną Artemidy, która mierzy strzałą w upadającego Akteona atakowanego przez własne psy myśliwskie, około 470 r. p.n.e., Museum of Fine Arts w Bostonie; zdjęcie: domena publiczna
Opowieści

Umiar bez miary

Adam Aduszkiewicz

Nieokiełznana zachłanność i pycha nie będzie mieć innego końca jak tylko tragiczny – wiedzieli o tym starożytni, bo świetnie przecież znali gorzkie losy Tantala, Polikratesa i tylu innych nieszczęśników, którzy ulegli podszeptom aroganckiej bogini Hybris.

Kłopot z umiarem nie jest jedynie wizytówką współczesności. Spróbujcie wyobrazić sobie przepych i blichtr, jakim Polacy chcieli zaimponować rzymianom 27 listopada 1633 r. Tego dnia Jerzy Ossoliński, podskarbi wielki koronny, hrabia na Tęczynie, jako poseł króla Władysława IV uroczyście wjeżdża do Rzymu. Spotyka się z papieżem Urbanem VIII oraz wieloma rzymskimi dygnitarzami i posłami innych władców. Przygotowany i zapowiedziany wjazd polskiego poselstwa to dyplomatyczny spektakl wyreżyserowany zgodnie z regułami epoki. Jak wyglądał?  Wszystkiego nie sposób opowiedzieć, musi wystarczyć nam kilka scen.

Czytaj dalej