Cisza otwiera nas na świat, którego na co dzień nie słyszymy. Dlatego jest tak cenna. Z Gordonem Hemptonem, ekologiem akustycznym, który trzykrotnie okrążył kulę ziemską w poszukiwaniu najrzadszych odgłosów natury, rozmawia Maria Hawranek.
Maria Hawranek: Czy jest jakiś dźwięk, który szczególnie Pana zaskoczył?
Gordon Hempton: Topiący się śnieg. Kiedy czytałem, jak zachwycał się nim przyrodnik John Muir, pionier walki o ochronę przyrody w USA, sądziłem, że koloryzuje. Ale potem nagrałem ten odgłos i usłyszałem niesamowicie piękną muzykę. Najbardziej się cieszę, gdy uda mi się uchwycić dźwięk jednej spadającej kropli.
A porzucone na plażach konary świerków?
Nazywam je największymi skrzypcami natury i jestem w nich zakochany. Nagrałem ich ponad 700. Z drzewa świerków sitkajskich wykonuje się świetne skrzypce i gitary. Każdy konar wzbudza we mnie inne emocje. Zachwyciły mnie też źródła mineralne w Yosemite National Park. Wspomniany już John Muir – człowiek lasu, który doświadczał ziemi w czasach, gdy była bardziej muzyczna, i który stał się moim nauczycielem – po spędzeniu nocy nad tymi źródłami postanowił włączyć się w polityczny ruch walki o utworzenie w Yosemite parku narodowego. Chciałem poznać okoliczności, które go przemieniły. Wybrałem się tam więc w zimową noc podczas pełni Księżyca. Było absolutnie pięknie, a warunki doskonałe, bo wszystkich turystów wystraszył niedźwiedź. Nawet rangersi szli w odwrotnym kierunku niż ja.
Nie bał się Pan?
Jakoś wiedziałem, że da mi spokój. I miałem rację. Stanąłem nad tymi źródłami i słuchałem słabego wiatru wiejącego przez sosny. I nic. Byłem trochę zakłopotany. Ta cisza go tak zainspirowała? A potem mnie oświeciło: przecież spał, musiał