Czasem leci, czasem się wlecze. Minuta wcale nie równa się minucie – przynajmniej dla naszego mózgu. Postrzeganie czasu może zależeć od samopoczucia, wieku, sumy życiowych doświadczeń, a nawet tego, czy czekamy na prezenty pod choinką, czy na wizytę u dentysty.
Zamiast wydrążonych dyń pojawiły się śnieżynki. Listy prezentów pisane do św. Mikołaja robią się coraz dłuższe, a ich autorzy – moje dzieci – powoli zaczynają przypominać irytującego osła ze Shreka, pytającego wciąż „Daleko jeszcze?”. „Daleko” – odpowiadam. Niezniechęcony syn dopytuje: „To ile jeszcze do tej Gwiazdki?”. Czy czas płynie im jakoś inaczej niż mnie? Praca, deadline’y na kolejne teksty – dopiero był urlop, a tu zaraz święta, które gdy wreszcie nadejdą, przelecą z szybkością sań św. Mikołaja.
„Czemu na święta tak długo się czeka, a tak szybko nam mijają?” – pytanie, w imieniu nie tylko moich dzieci, zadaję dr. Rafałowi Albińskiemu, psychologowi z warszawskiego Uniwersytetu SWPS, który bada to, jak postrzegamy upływ czasu.
Strach zamraża sekundnik?
„To kwestia uwagi. Gdy spędzamy czas na robieniu przyjemnych rzeczy, skupiamy się na rozpakowywaniu prezentów, rozmowach, jedzeniu, a nie na monitorowaniu zegarka, nagle okazuje się, że trzy dni, ba – dwa tygodnie urlopu, przeleciały” – mówi badacz. „I odwrotnie: gdy czekamy na coś, np. stoimy w kolejce w sklepie, aby kupić prezenty, nasza uwaga nie jest zajęta, więc koncentrujemy się na upływie czasu” – wyjaśnia dr Albiński. Czas płynie szczególnie wolno w odczuciu osób impulsywnych (jak choćby moje dzieci!). Niemiecki psycholog Marc Wittmann z Institute for Frontier Areas of Psychology and Mental Health we Freiburgu poprosił grupę osób, by siedziały w pokoju przez 7,5 minuty, nie robiąc NIC. Potem miały oszacować, ile czasu minęło. Osoby, które we wcześniejszym teście na impulsywność uplasowały się nisko, uważały, że czekały jakieś dwie minuty, może pięć albo siedem. Ale ci mocno impulsywni byli przekonani, że kazano im czekać nawet 20 minut!
Bo minuta wcale nie równa się minucie – przynajmniej dla naszego mózgu. Postrzeganie czasu zależy nie tylko od tego, co akurat robimy, ale także od wieku, sumy życiowych doświadczeń i emocji. „Jeśli na ekranie pokazałbym wam na sekundę smutną twarz, a następnie na sekundę wesołą, to będzie wam się wydawało, że twarz wesołą oglądaliście trochę dłużej. Podobnie gdy zobaczycie twarz rozzłoszczoną. Nasze emocje wpływają na to, jak postrzegamy upływ czasu” – tłumaczy w wykładzie dla Google Talks dr Alan Burdick, autor bestsellerowej książki Dlaczego czas ucieka.
„Nasza uwaga koncentruje się, gdy odczuwamy strach – to ewolucyjne przystosowanie, które każe się skupić na zagrożeniu” – tłumaczy dr Rafał Albiński. Wydaje się nam, że czas zwalnia, a nawet się zatrzymuje. „Moją pierwszą myślą było: »Skąd pojawił się ten samochód«, potem »Wciśnij hamulec«, […] słyszałam pisk opon i wiedziałam, że się zaraz zderzymy, w głowie kolejno pojawiały się myśli: rodzice będą wściekli, gdzie jest mój chłopak, czy to będzie bolało. Tyle się wydarzyło w ciągu tych 10–15 sekund, że mi wydawało się, że upłynęło 15 minut” – te słowa ofiary wypadku przytacza psycholog społeczny Michael Flaherty w książce A Watched Pot. Ta dziewczyna nie jest wyjątkiem. Ci, którzy boją się skakać ze spadochronem, mają poczucie, że skok trwa znacznie dłużej; ci, na których wysokość nie robi wrażenia, oceniają czas spędzony w powietrzu jako krótszy (zbadano to na Uniwersytecie Nowej Południowej Walii). Czy w takich chwilach czas naprawdę zwalnia, czy to tylko iluzja, jakiej ulega nasz mózg? Postanowił to sprawdzić prof. David Eagleman z Baylor College of Medicine w Houston. Zamiast ze spadochronem badani wykonywali skok z wysokości 45 m na rozpiętą na dole sieć. Poproszono, by oszacowali zarówno czas trwania własnego skoku, jak i skoku innych osób – i choć u wszystkich wyczyn trwał średnio 3 sekundy, badani przeszacowywali czas trwania własnego skoku średnio o jedna trzecią.
A może jednak owo spowolnienie czasu jest realne? Może nasz mózg zaczyna działać jak kamera na wolnych obrotach? Aby to sprawdzić, badacze przyczepili do nadgarstków badanych specjalne zegarki. Na ich ekranach w czasie skoku przysuwały się ciągi liczb w tempie zbyt szybkim, by można je odczytać. Naukowcy założyli, że jeśli w chwili strachu „czas zwalnia”, to badani będą w stanie w tym momencie odczytać ciągi liczb. Niestety, ta sztuka nikomu się nie udała. „Ludzie nie są jak Neo w Matriksie, unikający kul w zwolnionym tempie” – żartuje David Eagleman. To sprawka naszej pamięci. W chwili strachu część naszego mózgu, zwana ciałem migdałowatym, jest szczególnie aktywna, gromadząc w pamięci ogromną liczbę informacji w minimalnym czasie. „Dlatego wspomnienia traumatycznych wydarzeń są bogatsze i głębsze. A im więcej wspomnień z jakiegoś wydarzenia, tym dłuższe się ono wydaje” – przekonuje Eagleman. Nie jest to jedyna iluzja czasu, jakiej doświadczamy. Przynajmniej niektórzy z czytelników zauważyli już zapewne, że im jesteśmy starsi, tym czas zdaje się płynąć szybciej – za ten fenomen także odpowiedzialna jest nasza pamięć.
86 Bożych Narodzeń
„I znowu święta. Kiedy ten rok przeleciał?” – wzdycha, siadając co roku do wigilijnego stołu nasza 86-letnia babcia Henia. Moja 9-letnia córka Marta czy 7-letni Marcin patrzą na babcię ze zdziwieniem: rok to przecież strasznie długo! Już w XVII w. francuski filozof Paul Janet wyjaśniał, że postrzegamy czas w proporcji do długości przeżytego czasu: rok to zaledwie 1/86 życia naszej babci, podczas gdy dla jej prawnuczki to aż 1/9!
Innym wyjaśnieniem jest popadanie w rutynę. Gdy jesteśmy młodzi, każdy dzień przynosi nam nowe doświadczenia: pierwsze kroki, słowa, nauka alfabetu, pierwszy raz, kiedy św. Mikołaj przyniósł nam prezenty. Z wiekiem liczba zdarzeń „nowych” maleje na korzyść „powtarzalnych”: praca, dom, praca – maleje liczba informacji, jakie mózg zapamiętuje. „W młodości możemy mieć zupełnie nowe doświadczenie o każdej godzinie dnia. […] Ale w miarę jak każdy mijający rok przekształca te doświadczenia w automatyczną rutynę, którą ledwo zauważamy, lata stają się puste i się zapadają” – pisał XIX-wieczny badacz William James. „Zupełnie inaczej czas płynie realnie, a inaczej zostaje zapisany w pamięci” – przekonuje dr Rafał Albiński. „Zimowe ferie, które nam przeleciały, jeśli były pełne nowych, ekscytujących przeżyć: zwiedziliśmy wiele miejsc, nauczyliśmy się jeździć na nartach, zawarliśmy nowe znajomości, zajmą dużo miejsca w pamięci i będziemy je wspominać jako długie. I odwrotnie: ostatni miesiąc wypełniony pracą w pamięci zleje się, ścieśni” – tłumaczy. Eksperci nazywają to zjawisko efektem huśtawki.
Gdy dzieci proszą babcię Henię, by opowiedziała im, jak kiedyś spędzała święta, babcia najczęściej opowiada o wojnie, którą przeżyła jako dziecko. O mleku, wynoszonym po kryjomu przez ich matkę z niemieckiej mleczarni, a zamiast prezentów jest historia o jedynej lalce Gretchen, którą trzeba było dać lekarzowi, by zapłacić za leki dla chorego na zapalenie płuc ojca. To, co nowe, pierwsze, związane z silnymi emocjami, pamiętamy najlepiej – i, według badań, najchętniej powracamy do tych chwil we wspomnieniach. „Badania pokazują, że większość ludzi najlepiej pamięta rzeczy, które wydarzyły się pomiędzy 15. a 25. rokiem życia. To tzw. wzgórze pamięci, w czasie którego zazwyczaj mają miejsce przełomowe dla nas wydarzenia: matura, studia, pierwsza praca, miłość, dzieci. Z czasem coraz mniej jest tych nowości, a tym samym mniej wyrazistych wspomnień” – tłumaczy dr Albiński.
Nie zawsze się tak dzieje; przesunięcie może nastąpić, jeśli w późniejszym wieku dochodzi w naszym życiu do przełomowych wydarzeń. „Pisząc reportaż o uniwersytetach III wieku, poznałam wielu takich ludzi: panie, które nauczyły się hiszpańskiego i objechały Hiszpanię po siedemdziesiątce!” – wspominam. Dr Albiński potakuje: „Gdy wiceprzewodnicząca takiego uniwersytetu w Słupsku opowiedziała mi, ile ma zajęć, oniemiałem. Tylu nowych doświadczeń nie ma niejeden 20-latek”. Dlatego, jak przekonuje badacz, zamiast patrzeć na metrykę, warto wciąż robić nowe rzeczy. Potwierdzają to analizy naukowców z Duke University, którzy badali ludzi emigrujących do USA. Niezależnie od tego, ile mieli lat, emigrując, ich „wzgórze pamięci” przesunęło się i objęło obfitujący w nowe wydarzenia okres po emigracji do nowego kraju.
Wewnętrzne chronometry?
„W niektóre noce budzę się, słysząc tykanie zegara przy łóżku. […] Kusi mnie, by na niego zerknąć, choć już wiem, która jest godzina: czwarta rano, ewentualnie 4.10. Nawet nie zerkając, mogę wywnioskować, która godzina, z szumu grzejnika w zimie czy niewielkiej liczby aut poruszających się na zewnątrz” – pisze Alan Burdick w książce Dlaczego czas ucieka. Zjawisko to fascynowało XIX-wiecznego psychologa Williama Jamesa, który walczył z bezsennością: „Poraża mnie dokładność, z jaką budzę się co do minuty o tej samej porze każdej nocy i poranka”. Burdick przytacza eksperyment, który w 1917 r. przeprowadzili psycholog Edwin G. Boring i jego żona Lucy. Budzili ludzi w określonych odstępach czasu i pytali, która jest godzina. Obudzeni szacowali czas dość trafnie (z marginesem błędu do 50 minut). Czy pomagały im jakieś wewnętrzne zegary w ich ciałach? Nie. Badani szacowali czas na podstawie napływających do ich mózgu sygnałów z ciała i z zewnątrz: kwaśny smak w ustach, światło księżyca za oknem, dźwięki aut na ulicach czy pianie koguta.
„Nie mamy wewnętrznego zegara, który pozwoliłby nam precyzyjnie określić, że jest 12.15. To, że budzimy się codziennie o 7 rano, to kwestia nawyku. Uczymy się tego, podobnie jak konceptu tego, czym jest czas. Gdy jesteśmy mali, żyjemy w ciągłej teraźniejszości” – mówi dr Rafał Albiński. Nie jesteśmy w stanie odróżnić „wczoraj” od „jutro”, a tym bardziej oszacować, ile trzeba czekać, gdy rodzice obiecują, że „za 15 minut pójdziemy na lody”. Najnowsze badania z użyciem takich technologii jak rezonans magnetyczny wykazały, że poczuciem czasu sterują m.in. zwoje podstawy mózgu, kora przedczołowa i móżdżek. Marc Wittmann prosił badanych o oszacowanie różnych przedziałów czasowych (trwających do 18 sekund). Zauważył, że mózgi osób, które lepiej szacowały upływ czasu, wykazywały większą aktywność w płacie wyspowym, który m.in. integruje sygnały z całego ciała.
Nie oznacza to jednak, że w ludzkim ciele nie funkcjonują zegary biologiczne. „Ten chronometr nazywamy rytmem okołodobowym lub zegarem biologicznym. […] Rankiem słońce dociera do twoich gałek ocznych, wędruje nerwem wzrokowym i aktywuje jądra nadskrzyżowaniowe, umiejscowione w podwzgórzu tuż nad przysadką mózgową, dając znak do rozpoczęcia rytmu okołodobowego. To główny zegar organizmu, który kontroluje tuziny innych zegarów w twoim ciele. W ciągu dnia twoja temperatura, ciśnienie, poziom hormonów, czujność, poziom energii, trawienie, głód, metabolizm, kreatywność, towarzyskość i sprawność fizyczna, zdolność regeneracji, pamięć, sen ulegają wahaniom pod wpływem twoich wewnętrznych zegarów” – wylicza dr Michael Breus, chronobiolog i psycholog, w książce Potęga KIEDY. Zegary te jednak nie są zsynchronizowane z czasem odmierzanym przez zegarki, a brak światła powoduje, że ulegają silnym zaburzeniom. „Pokazał to eksperyment przeprowadzony przez francuskiego speleologa Michela Siffre’a, który w latach 60. spędził dwa miesiące w alpejskiej jaskini. Był odcięty od zegarów, nie wiedział też, kiedy jest noc, a kiedy dzień” – opowiada dr Albiński. I choć cykl biologiczny Siffre’a pozostawał na stabilnym poziomie (trwał 24,5 godziny), jemu wydawało się, że czas biegnie inaczej. Gdy w połowie września 1962 r. opuścił jaskinię, był przekonany, że jest 20 sierpnia!
Nie tylko brak światła, lecz także wynalezienie żarówki zaburzyło nasze zegary biologiczne. „Wynalazek dokładnego pomiaru czasu był bardziej znaczący dla rozwoju ery przemysłowej niż maszyna parowa. Pozwolił wyznaczyć dokładne godziny pracy w fabrykach, ale też wtłoczył nas w schemat nieustannej kontroli czasu i pośpiechu” – zauważa dr Albiński.
Mamy czas?
Nie wszędzie na świecie ów schemat funkcjonuje, co genialnie uchwycił Ryszard Kapuściński w Hebanie, opisując dworzec autobusowy w Akrze. „Wchodzimy do autobusu i zajmujemy miejsce. […] Jeżeli pasażer to przybysz, który nie zna Afryki, zacznie wiercić się i pytać: »Kiedy odjedzie autobus?«. »Jak to – kiedy? – odpowie zdumiony kierowca. – Kiedy zbierze się tylu ludzi, aby cały zapełnili«. Europejczyk i Afrykanin mają zupełnie różne pojęcia czasu, inaczej go postrzegają, inaczej się do niego odnoszą. W przekonaniu europejskim czas istnieje poza człowiekiem, obiektywnie, ma właściwości mierzalne i linearne. Europejczyk czuje się sługą czasu. Żeby istnieć i funkcjonować, musi przestrzegać jego sztywnych zasad i reguł […] terminów, dat, dni i godzin. […] Dla Afrykańczyków czas jest kategorią dużo bardziej elastyczną, subiektywną. To człowiek ma wpływ na kształtowanie czasu, na jego przebieg i rytm”. Czas pojawia się w wyniku naszego działania, a znika, kiedy go zaniechamy. „Mimo globalizacji to różne postrzeganie czasu wciąż jest widoczne. Jeśli pójdziemy na wykład na uniwersytecie np. w Brazylii, to nie dziwmy się, że nie zacznie się o czasie. Zacznie się, gdy zbiorą się studenci i wykładowca” – mówi Albiński.
Świetnie pokazały to badania Roberta Levine’a, profesora psychologii społecznej z California State University. Autor książki The Geography of Time badał postrzeganie czasu i tempo życia w 31 krajach. Jego zespół mierzył średnią prędkość pieszych na 18-metrowym odcinku chodnika, to, ile czasu zajmuje kupno znaczka na poczcie, oraz to, czy zegary w miejscach publicznych pokazują dokładny czas. Nietrudno zgadnąć, że osiem z dziewięciu państw o najszybszym tempie życia leżało w Europie Zachodniej (jedyny wyjątek stanowiła Japonia, która znalazła się na czwartej pozycji). Osiem ostatnich miejsc na liście zajęły państwa z Afryki, Bliskiego Wschodu i Ameryki Łacińskiej: trzema najwolniejszymi były Brazylia, Indonezja i Meksyk. Polska znalazła się w rankingu za Francją, ale przed USA. Badacz odkrył, że postrzeganie czasu wpływa na wiele innych zjawisk, np. mieszkańcy miast o wolniejszym tempie życia częściej wykazywali gotowość do niesienia pomocy obcym. W innym badaniu Levine wykazał, że w miastach o szybkim tempie życia mieszka więcej palaczy, a mieszkańcy częściej dostają zawału serca. „Badania pokazują też, że podejście do czasu można zmienić, choćby poprzez przeprowadzkę do miasta, którego mieszkańcy nie żyją w strasznym pędzie” – mówi Albiński. Czas wtedy zaczyna płynąć inaczej. Następnym razem, gdy dzieci zapytają, kiedy będzie Gwiazdka, chyba odpowiem: mañana.
Masz tyle lat, na ile się czujesz
Doświadczanie czasu ma charakter indywidualny, a nasz odczuwany subiektywnie wiek może znacznie różnić się od biologicznego. Yannick Stephan z Université de Montpellier wziął pod uwagę dane 17 tys. ludzi w średnim i starszym wieku: większość czuła się średnio o osiem lat młodziej, niż wskazywała ich metryka. I wychodzi im to na zdrowie! U takich osób niższe jest ryzyko wystąpienia depresji oraz demencji. Wpływ na to może mieć wiele czynników, w końcu gdy czujemy się młodziej, chętniej ćwiczymy, podróżujemy. Poczucie bycia starszym także ma konsekwencje: o 25% rośnie prawdopodobieństwo przedwczesnego zgonu.
Z badań Briana Noseka i Nicole Lindner z University of Virginia wynika, że poczucie, iż jest się młodszym niż w rzeczywistości, pojawia się po 25. roku życia. Wcześniej czujemy się starsi, niż mówią dokumenty, ale już 70% 30-latków deklaruje, że czuje się młodziej, niż faktycznie jest.