
Czasem leci, czasem się wlecze. Minuta wcale nie równa się minucie – przynajmniej dla naszego mózgu. Postrzeganie czasu może zależeć od samopoczucia, wieku, sumy życiowych doświadczeń, a nawet tego, czy czekamy na prezenty pod choinką, czy na wizytę u dentysty.
Zamiast wydrążonych dyń pojawiły się śnieżynki. Listy prezentów pisane do św. Mikołaja robią się coraz dłuższe, a ich autorzy – moje dzieci – powoli zaczynają przypominać irytującego osła ze Shreka, pytającego wciąż „Daleko jeszcze?”. „Daleko” – odpowiadam. Niezniechęcony syn dopytuje: „To ile jeszcze do tej Gwiazdki?”. Czy czas płynie im jakoś inaczej niż mnie? Praca, deadline’y na kolejne teksty – dopiero był urlop, a tu zaraz święta, które gdy wreszcie nadejdą, przelecą z szybkością sań św. Mikołaja.
„Czemu na święta tak długo się czeka, a tak szybko nam mijają?” – pytanie, w imieniu nie tylko moich dzieci, zadaję dr. Rafałowi Albińskiemu, psychologowi z warszawskiego Uniwersytetu SWPS, który bada to, jak postrzegamy upływ czasu.
Strach zamraża sekundnik?
„To kwestia uwagi. Gdy spędzamy czas na robieniu przyjemnych rzeczy, skupiamy się na rozpakowywaniu prezentów, rozmowach, jedzeniu, a nie na monitorowaniu zegarka, nagle okazuje się, że trzy dni, ba – dwa tygodnie urlopu, przeleciały” – mówi badacz. „I odwrotnie: gdy czekamy na coś, np. stoimy w kolejce w sklepie, aby kupić prezenty, nasza uwaga nie jest zajęta, więc koncentrujemy się na upływie czasu” – wyjaśnia dr Albiński. Czas płynie