Już w okresie neolitu (5415–2240 r. p.n.e.) na terenach dzisiejszej Polski znano czarny bez. Jego krzewy dawały pachnące kwiaty i jadalne jagody, które wykorzystywano w ludowej medycynie jako remedium na gorączkę, choroby układu oddechowego, bóle głowy, a nawet brodawki. Przez wieki Sambucus nigra przypisywano wyjątkowe właściwości, często nawet wiązano tę roślinę z czarami. Uzdrowiciele z okolic Lukanii w południowych Włoszech wierzyli, że spalenie drewna Sambucus nigra wywołuje bóle głowy. Dlatego rytualnie leczyli te dolegliwości w pobliżu tych krzewów. W kulturze anglosaskiej duch matczyny, według wierzeń mieszkający w drzewku czarnego bzu, zapewniał ochronę przed złymi duchami, a w XVII- i XVIII-wiecznej Anglii niektórzy utrzymywali, że umieszczenie gałązki bzu w uchu chorej świni wyciągnie ze zwierzęcia chorobę – gdy gałązka wypadnie, świnia powinna być wyleczona.
Odniesienia do Sambucus nigra można znaleźć wszędzie – od chrześcijaństwa przez magię po Harry’ego Pottera – ale dla mnie najbardziej urzekający był zawsze zapach kwiatów czarnego bzu. Za pomocą zrobionego z nich syropu, podobnego do jaśminowego, ale bez ciężkich nut, można wyczarować koktajle, sałatki owocowe, budynie, a nawet jogurt z odrobiną słodkiej elegancji. Zmiksuj syrop z wodą gazowaną i ćwiartkami cytryny, a uzyskasz idealny letni napój. Czarny bez kwitnie od połowy maja, więc przygotuj się na zbiór białych baldachów na ten wyborny syrop, ale nie zrywaj zbyt wielu, bo stracisz szansę na owoce (w kolejnym „Przekroju” podpowiem, jak je wykorzystać).