O tych, których zjadam za mało O tych, których zjadam za mało
i
zdjęcie: Anya Osintsova/Unsplash
Dobra strawa

O tych, których zjadam za mało

Michał Korkosz
Czyta się 6 minut

Latem trudno podjąć decyzję, którymi owocami wypełnić żołądek. Gdy się jest tak niezdecydowanym jak ja, obfitość może być torturą. Po wyśnionych czerwcowych truskawkach ziemia atakuje nas coraz smaczniejszymi plonami – tak słodkimi, że czuć na ustach słońce, dzięki któremu wyrosły.

Codziennie udaję się na targ po koszyczek malin, który po powrocie do domu okazuje się tylko do połowy pełny. Czereśni zjadam irracjonalne ilości, potencjalnie zamieniając się w jedną z nich. Natomiast brzoskwiń zawsze kupuję więcej niż potrzeba – odstawiam je na parapet, gdzie ich mechata skórka mięknie i marszczy się, powoli uwalniając lepki syrop zwiastujący słodką, letnią przyjemność.

Kiedy jednak przychodzą mrozy, a dynie malują stragany na kolor oranżowy, zaczynają się pojawiać wyrzuty sumienia. W ferworze podejmowanych decyzji za często pomijałem te mniej wymlas­kane owoce jagodowe: porzeczki, agrest, poziomki. A przecież to one są polskimi, nieco dzikimi, skarbami.

Nurkując w przeszłość, ale też rozglądając się współcześnie dooko

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Bulwy na przednówku Bulwy na przednówku
i
zdjęcie: Gabriel Gurrola/Unsplash
Dobra strawa

Bulwy na przednówku

Michał Korkosz

Leżą w kącie lodówki niechciane. Brudne, niekształtne, zapomniane. Bulwy – ich los najczęściej ogranicza się do kąpieli w rosole, któremu oddają całą swoją złożoną słodycz. Potem kończą marnie. Tymczasem można je wykorzystać na mnóstwo innych sposobów.

Zostałem poproszony przez redakcję „Przekroju” o prowadzenie kącika kulinarnego, w którym będę rzucał nowe, choć może lepiej powiedzieć: atrakcyjniejsze, światło na to, co mamy pod nosem, a co niekoniecznie doceniamy. Wolimy chia, awokado, owoce goji, nasiona konopne, quinoa – importowane z dalekich krajów cuda, które marketingowcy nazywają superfoods, co można tłumaczyć jako produkty o ponadprzeciętnej wartości odżywczej. W Polsce też mamy superjedzenie. Choćby te bulwy z kąta lodówki.

Czytaj dalej