Prawo do ciszy Prawo do ciszy
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Złap oddech

Prawo do ciszy

Mirosław Bańko
Czyta się 4 minuty

Z fizycznego punktu widzenia dźwięk jest falą akustyczną, czyli zaburzeniem rozchodzącym się w sprężystym ośrodku. Gdyby nie efekty tłumienia, fala taka płynęłaby aż po krańce wszechświata. Samolot startujący w Kalkucie budziłby nas w środku nocy na Starym Mieście w Warszawie. Huk wodospadu w Alpach zagłuszałby noworoczne orędzie prezydenta. A wystrzał z Aurory byłoby teraz słychać gdzieś między Jowiszem a Saturnem. Zgiełk szedłby niepowstrzymanie niczym śmierć na antywojennych sztychach. Albo jak w piosence: „Nie zna granic ni kordonów pieśni zew”.

Załóżmy jednak, że role się odwróciły i zgiełk znalazł się w defensywie przed naporem ciszy. Niemożliwe?

*

– Kto tam? – zapytał Hałas, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Usłyszał dopiero za trzecim razem, gdy na chwilę ucichło radio ustawione na pełną moc. Nie doczekawszy się odpowiedzi, ściszył radio i ponownie zapytał: – Kto tam? – Odpowiedziała mu cisza.

Otworzył drzwi i zobaczył kobietę o karminowych ustach. Innych szczegółów jej wyglądu nie był pewien, gdyż jej kontur rozpływał mu się przed oczami, tak że czasem zastanawiał się, czy ona w ogóle tam jest. Chciał powiedzieć: „Słucham”, ale nie miał siły.

Tymczasem karminowe usta trzepotały przed nim jak motyl, nie wydając najmniejszego dźwięku. Hałas daremnie próbował z ich ruchu odczytać słowa. „Kim pani jest?” – zapytał z trudem, ale nie usłyszał własnego głosu.

Karminowe usta minęły go i popłynęły w głąb. Gdy zatrzymały się obok radia, ono, choć już ściszone, zamilkło całkiem. Gdy minęły telewizor (w mieszkaniu Hałasa telewizor grał głośno całą dobę), obraz na ekranie zastygł, a dźwięk urwał się w mgnieniu oka. Znieruchomiały rybki w akwarium. Zatrzymał się zegar, jego wskazówki utkwiły na punkt dwunasta. „Już południe” – pomyślał Hałas, patrząc, jak karminowe usta płyną przez pokój w stronę balkonu.

Ciąg dalszy dało się przewidzieć. Fąfel, pies Hałasa, uprzykrzający życie sąsiadom szczekaniem z balkonu, zastygł bez ruchu z otwartym pyskiem i wyglądał teraz jak gargulec do odprowadzania wody deszczowej z dachu. Tego Hałas miał już stanowczo dość. „Co pani narobiła?” – chciał powiedzieć ostro, ale z wielkim trudem udało mu się otworzyć usta. Chciał ruszyć ku niej ze złością, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Stał teraz z otwartą buzią, podobny do Fąfla.

A karminowe usta, trzepoczące jak motyl, spłynęły z balkonu na ruchliwą ulicę i Hałas bezsilnie obserwował, jak cisza ogarnia wszystkich i wszystko.

*

Taki scenariusz to tylko sen. Gdy Hałas się obudzi, okaże się, że radio znów gra na cały regulator (jak on się nauczył spać przy nim!), telewizor nie milknie przez całą dobę, Fąfel ujada, gdy tylko zobaczy na dole jakiś ruch, i tylko zegar oraz rybki w akwarium zachowują się przyzwoicie. Na dole wyje, jak zwykle, zepsuty alarm samochodu, a gdy przyjdzie wieczór, zza okna dobiegnie znajomy dźwięk otwieranych butelek, potem dobrze znanych wyrazów aplauzu i aprobaty (ku…, pie…) i na koniec tłuczonego szkła.

Mamy prawo do ciszy, ale go nie egzekwujemy. Godzimy się, aby je nam odbierano. Poddajemy się potulnie, bez słowa zamykając okna, wkładając zatyczki do uszu, nakrywając głowę kocem. Potakujemy, gdy sąsiad – może nawet nazywać się Hałas – mówi nam, że jego pies, Fąfel, szczeka, bo psy w ogóle szczekają i nic się na to nie poradzi. Że zepsutego alarmu nie da się naprawić, miasto nie jest strefą ciszy, a w ogóle to nic nikomu nie przeszkadza, tylko nam, czyli czepiamy się bez powodu. „Jak się panu nie podoba, to może się pan wyprowadzić” – słyszeliśmy nie raz.

Nic z tego! Nie wyprowadzimy się, będziemy się upominać o swoje prawa, o prawo do ciszy w szczególności. Uporczywie prosić, tłumaczyć, nalegać, czasem grozić. Nękać tych, którzy nas nękają. Wzywać straż miejską (po to jest), nawet policję (czasem, o dziwo, reaguje), pisać skargi, składać wnioski. Zawstydzać i niepokoić. Bo ci, którzy hałasują, powinni się wstydzić i bać. Hałas nie jest spoko, hałas jest agresją, przed agresją trzeba się bronić.

Zdumiewające, jak wiele osób uważa, że cisza należy się nam tylko od dwudziestej drugiej do szóstej rano. W praktyce nawet mniej, bo trzeba być nieznośnym pedantem, aby upominać się o nią z zegarkiem w ręku, prawda? Otóż nie! Cisza jest wartością, trzeba o nią dbać zawsze, o każdej porze.

Scenariusz ze snu Hałasa byłby może zbyt dotkliwą karą dla hałasujących, ale niech działa na wyobraźnię. Będziesz rozmawiał w miejscu publicznym głośno przez telefon – zesztywnieje ci język. Urządzisz grilla w ogródku o północy – kiełbasa przyrośnie ci do warg. Kara adekwatna do winy.

Jeszcze tylko wyjaśnienie, skąd ten pretensjonalny pomysł, żeby Hałasa nawiedziła we śnie kobieta o karminowych ustach. To proste: Cisza jest rodzaju żeńskiego. Mimo to (albo właśnie dlatego) jej związek z Hałasem może być udany, oparty na harmonii przeciwieństw. W takim związku Cisza będzie łagodzić gwałtowność Hałasa, a Hałas z lekka pobudzać Ciszę, żeby nie było jak na cmentarzu.

Słyszycie?… Cisza… Aż w uszach dzwoni.

 

Czytaj również:

Hałas to wróg Hałas to wróg
Złap oddech

Hałas to wróg

Jerzy Pomorski

Już 60 lat temu „Przekrój” walczył z nadmiernym hałasem. Na pierwszej linii frontu znalazł się… słynny kompozytor.

Medycyna potrafi pokonać najgroźniejsze epidemie chorób zakaźnych. Nie wie jednak dobrze, jak radzić sobie z nerwicami. Dużą winę za wzrost chorób nerwowych ponoszą codzienne stosunki międzyludzkie, nieprzestrzeganie zasad współżycia, zła społeczna adaptacja jednostek, brutalność, złe stosunki mieszkaniowe, hałas i kurz.

Czytaj dalej